odplątanie

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) i jego kochanka? — pomyślał), ta sama, którą oglądał kilka godzin temu na arenie cyrku w trzech kolejnych wcieleniach: akrobatki odzianej w zielony trykot, wyginającej się wężowo na środku areny, wciskającej głowę między kolana, zwiniętej w kółko zdawałoby się nie do odplątania, ukazującej spęczniałą od wysiłku twarz z wytrzeszczonymi oczyma w miejscu niespodziewanym, gdzieś chyba na plecach czy na wysokości stóp w gumowych zielonych pantoflach gimnastycznych o wyślizganych podeszwach; jako medium hipnotyzowane przez swego brzuchatego partnera nie rozstającego się z długim batem oraz cylindrem, idące na jego rozkaz z zaciśniętymi powiekami wzdłuż bandy, by odpowiadać na różne pytania zadawane jej przez publiczność, przeważnie zupełnie idiotyczne, absurdalne lub prostackie, by następnie wskoczyć na tę bandę i przedefilować po niej dokoła areny w rodzaju krynoliny na drutach i w purpurowych pończochach (tych samych zapewne, które z taką starannością, marszcząc brwi, cerowała siedząc na schodkach wozu mieszkalnego, gdy nadszedł od strony stacji porucznik Kiekeritz); w końcu jako woltyżerkę na grzbiecie białego Febusa, kroczącego majestatycznie na swych obrośniętych u pęcin nogach, podrzucającego majestatycznie głową i równie białą jak śnieg grzywą, ustrojonego w szkarłatny czaprak i orientalne siodło; dostała brawo parokrotnie, mimo iż w jakimś momencie, mijając miejsce, gdzie siedzieli i porucznik Kiekeritz, i nadleśniczy Szwanda, a obok nich panna Irina Parafińczuk w wojskowym trenczu, zachwiała się, zatrzepotała ramionami rozłożonymi poziomo na boki, lecz na szczęście niebezpieczeństwo minęło. Dyrektor stojąc na środku areny świsnął batem,...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Kuś­niewicz, Andrzej 1994. Dzieła. Lekcja martwego języka, Łódź : Wyd. Łódzkie
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
rzeczownikliczba pojedyncza

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.