apokatastasis

Słowo poświadczone w fotocytacie:
(...) Tiomnyj Lik, 1914, s. 264. — 16. Heracl., fragm., 8, 10, 67.  D. MEREŻKOWSKf JEZUS NIEZNANY PRZEŁOŻYŁ J. HORZELSKI POWSZECHNA SPÓŁKA WYDAWNICZA „PŁOMIEŃ’ WARSZAWA — 1937  Okładkę projektowa? TADEUSZ PIOTROWSKE DRUKARNIA JÓZEF ZIELONY, WARSZAWA  Kai i y.óipoę auTÓv ot>x £yva>. A świat go nie poznał (Jan, 1, 10) m  CZĘŚĆ PIERWSZA NIEZNANA EWANGELIA  te i CZY CHRYSTUS ISTNIAŁ? I Dziwna księga: nie można jej przeczytać, bo ilekroć by ją czytano — wciąż zdaje się, że czegoś nie doczytano, coś z niej zapomniano, czegoś nie zrozumiano, a kiedy się ją czyta na nowo — znów wraca to samo, i tak bez końca. Jak niebo nocą: im dłużej patrzeć, tym więcej gwiazd. Mądry i głupi, uczony i nieuk, wierzący i ateusz, każdy kto czytał tę księgę, kto żył nią (a nie przeczyta się jej inaczej), zgodzi się z tym, przynajmniej w głębi sumienia. I każdy odrazu zrozumie, że mowa tu nie o jakiejkolwiek z ksiąg ludzkich, ani o jedynej Boskiej, ani nawet o całości Nowego Testamentu, a jedynie o Ewangelii. II „O cudzie cudów, podziwie bezgraniczny! Nic nie można powiedzieć, nic pomyśleć nie można, co by przewyższyło Ewangelię. Nie ma niczego na świecie, z czym można by ją porównać“ \ Tak mówi wielki gnostyk z II wieku Marcjon, a oto co pisze przeciętny katolik, jezuita z XX wieku: „Ewangelia nie stoi w szeregu ksiąg ludzkich, ani nawet ponad nim. Jest poza nim, jest zupełnie odmiennej natury“ 2. Istotnie odmiennej: księga ta bardziej różni się od wszystkich innych ksiąg, niż od wszystkich metali rad, lub od wszyst9  kich ogni — błyskawica. Jest jakby nie „ksiągą“ wcale, a czymś, czego nazwać nie umiemy. III Nowy testament Pana Naszego Jezusa Chrystusa w rosyjskim przekładzie Sankt-Petersburg 1890 Malutka, formatu 1/3, części arkusza, w czarnej skórzanej okładce, książeczka o 626 stronicach dwuszpaltowego drobnego druku. Ręczny napis na przedtytułowej stronicy:. ,:1902“ świadczy, że do bieżącego, 1932 roku mam ją u siebie już trzydzieści lat. Czytam ją codziennie i czytać będę póki oczy widzą, przy wszelkim, od słońca czy serca biegnącym świetle, w najjaśniejsze dni i w najciemniejsze noce, szczęśliwy czy nieszczęsny, chory czy zdrów, czujący czy nieczuły. I wydaje mi się, że wciąż czytam coś nowego, nieznanego, że nigdy nie przeczytam, nie poznam do głębi. Tylko rąbkiem oka widzę, rąbkiem serca czuję. A gdyby tak zupełnie — co wtedy? Napis na okładce „Nowy Testament“ zatarł się tak, że ledwie go można odczytać, złocenia brzegów pociemniały, papier zżółkł, skóra okładki zbutwiała, grzbiet odpada, kartki rozsypują się, także miejscami zbutwiałe, po brzegach wytarte, a po rogach zwinięte w rurki. Trzeba by ją na nowo oprawić, ale szkoda, a prawdę mówiąc nawet strach choćby na kilka dni rozstać się z tą książeczką. IV Tak jak ja, człowiek —- rozczytała się w niej ludzkość i może tak samo rzeknie jak ja: „Co wezmę z sobą do trum10 ny? Ją. Z czym wstanę z grobu? Z nią. Co robiłem na ziemi? Czytałem ją*\ To przeraźliwie dużo dla człowieka, a może i dla całej ludzkości, ale dla tej Księgi — przeraźliwie mało. Przeczże mię zowiecie, Panie, Panie: a nie czynicie, co powiadam? (Łuk., 6, 46). I jeszcze mocniej, straszniej w agraplia, „niezapisanych1*, nie wprowadzonych do Ewangelii, nieznanych słowach Jezusa Nieznanego: Jeśliście ze Mną jedno i na piersi Mej spoczywacie, ale słów Mych nie wypełniacie, odtrącę was 8. To znaczy, że nie można przeczytać Ewangelii nie czyniąc tego, co ona głosi. A kto z nas czyni to? Dlatego właśnie jest to najmniej czytana z ksiąg, najbardziej nieznana. V Świat, taki jaki jest i ta Księga nie mogą wespół istnieć On, albo ona. Świat musi przestać być tym czym jest, albo ta Księga musi zniknąć ze świata. Świat ją połknął, jak zdrowy łyka truciznę, lub chory lekarstwo i walczy 7 nią, aby ją przyjąć w siebie, lub pozbyć się na zawsze. Zmaga się już w ciągu dwudziestu wieków, a przez ostatnie trzy stulecia tak, że i ślepiec by dojrzał: razem istnieć nie mogą; zginąć musi albo ta Księga, albo ten świat. VI Ludzie czytają Ewangelię na oślep, bo z przyzwyczajenia. W najlepszym razie* pomyślą sobie: „Ot, galilejska idylla, 11  drugi nieudany raj, bosko-piękne marzenie ziemi o niebie. Ale gdyby je spełnić — wszystko runęłoby do diabla“. Czy myśleć tak jest rzeczą straszną? Nie, tylko zwyczajną. Od dwóch tysięcy lat ludzie śpią na ostrzu noża, ukrytego pod poduszką — przyzwyczajeniem. Ale: „Prawdą nazwa! siebie Pan, nie przyzwyczajeniem“ 4. Nie-zdziwienie. przyzwyczajenie — to „ciemna woda‘ w naszym oku gdy czytamy Ewangelię. „Ludzie nie oddalają się od Ewangelii na potrzebną odległość, nie poddają się jej działaniu tak, jakby ją czytali po raz pierroszy. Szukają nowych odpowiedzi na stare pytania, przecedzają komara, a połykają wielbłąda“ 8. Po raz tysiączny przeczytać tak jak pierwszy, wyrzucić z oka „ciemną wodę“ przyzwyczajenia, nagle dostrzec i zadziwić się — oto czego potrzeba, aby przeczytać Ewangelię jak należy. VIT „I zdumiewali się na naukę go“ — na początku kazań Jezusowych, jak i na samym końcu: „wszystka rzesza dziwowała się nauce jego“. (Mar., 1, 22; li, 18). „Chrześcijaństwo zadziwia“ mówi Pascal. Dziwne, niezwykłe, zdumiewające. Pierwszym do niego krokiem — zdziwienie, a im dalej, tym zdziwienie rośnie ®. „Za pierwszy stopień do najwyższej wiedzy (gnozy) uważa ew. Mateusz zdziwienie... jak uczy i Platon: „wszelkiej wiedzy początkiem jest podziw“, — wspomina, Klemens Aleksandryjski zdaje się, jedno z „niezapisanych słów Pańskich“, agrapha, może z zagubionego dla nas, aramejskiego oryginału Mateusza: Szukający niech nie spoczywa... póki nie znajdzie; a znalazłszy — zadziwń się, zdziwiwszy się — zakroi u je, zakrólowawszy — spocznie 7. 12 \III Celnik Zaeheusz „starał się aby widział Jezusa, co by zacz był* a nie mógł przed rzeszą, bo byt mały wzrostem. A bież a wszy naprzód wstąpił na drzewo płonnej figi“ (Łuk., 10, 3—6). I myśmy też mali wzrostem i wstępujemy na płonną figęhistorię, abv widzieć Jezusa. Ale nie zobaczymy Go, póki nie usłyszymy: Zacheuszu zstąp prędko: a bowiem dziś potrzeba mi mieszkać w domu twoim“ (Łuk., 10, 5). Dopiero ujrzawszy Go w swoim domu dziś — zobaczymy i po dwóch tysiącach lat, w historii. „Żywot Jezusa“ — oto czego szukamy w Ewangelii i nie znajdujemy, gdyż celem jej jest żywot nie Jego, a nasz, nasze zbawienie: „Abowiem nie jest pod niebem inne imię dane ludziom, w którym byśmy mieli bvć zbawieni“ (Dz. Ap.} 4, 12). „A te są napisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystus Syn Boży: a iżbyście wierząc żywot mieli w imię jego“ (Jan 20, 31). Dopiero odnalazłszy w Ewangelii swe własne życie, znajdziemy w niej i „żywot Jezusa ‘. Aby poznać jak On żył — trzeba, aby żyl w tym, kto Go chce poznać. „A żywię, już nie ja, ale żywię we mnie Chrystus“ (Gal., 2, 20). Abv widzieć, trzeba Go usłyszeć, j<\k usłyszał Pascal: *,w śmiertelnej swej męce myślałem o tobie, krople swej krwi przelałem za ciebie“8. I jak usłyszał Paweł: „umiłował mię i wydał samego siebie za mię“ (Gal., 2, 20). Co najbardziej nieznane w Nim, Nieznanym — to osobisty stosunek Jezusa Człowieka do człowieka, do jednostki. Jego do mnie wpierw, niż mój do Niego. Oto cud cudów, oto czym różni się od wszystkich ksiąg ludzkich — ogni ziemskich, ta niebieska błyskawica — Ewangelia. IX Aby odczytać z Ewangelii „żywot Jezusa“, niedość historii. Trzeba ujrzeć i to co jest ponad nią, przed nią i po niej — ia  początek świata i koniec. Trzeba rozstrzygnąć, czy historia jest nad Jezusem, czy On ponad nią. I czy On podlega jej sądowi, czy ona Jego. Tylko to drugie rozstrzygnięcie pozwala dojrzeć Go w historii. Przed poszukiwaniem w historii trzeba dojrzeć Go w sobie. .,Mieszkajcie we mnie, a ja w was“ (Jan 15, 4). Tym, zapisanym Jego słowom odpowiadają „niezapisane“, agrapha: Tak ujrzycie Mnie w sobie, jak gdy kto widzi siebie w wodzie, lub zwierciadle °. Jedynie, wzniósłszy wzrok ponad wewnętrzne zwierciadło — wieczność, ujrzymy Go w czasie — historii. X Na pyianier „Gzy Jezus istniał?“ — odpowie nie ten, dla kogo On tylko istniał, ale ten, dla kogo jest, był i będzie. Małe dzieci wiedzą, czy istniał, ale mędrcy nie wiedzą. „Któżeś ty jest? — Dokądżc duszę naszę na rzeczy (w zwątpieniu) trzymasz?“ (Jan, 8, 25: 10, 24). Kim On jest — mitem czy historią, cieniem czy ciałem? Trzeba być ślepym, aby nie odróżniać ciała od cienia, ale i ślepcowi starczy, gdy rękę wyciągnie i dotknie, aby poznał, że to ciało, a n'e cień. Nikomu by nawet na myśl nie przyszło pytać, czy istniał Chrystus, gdyby już przed postawieniem pytania nie zaćmiewało rozsądku pragnienie, aby Chrystusa nie było 10. W roku 1952 jest On lak samo Nieznany, tak samo zagadkowy — ^znak któremu sprzeciwiać się będą“ — jak w roku 32. (Łuk., 2 34). Cud jego istnienia w historii świata — to wieczne bielmo oczu ludzkich: łatwiej odtrącą historię, niż przyjmą ją z tym cudem. Złodziejowi trzeba, aby nie było światła, światu — by nie było Chrystusa. 14 XI „Czytałem., pojąłem, osądziłem“ — powiada Julian Apostata o Ewangelii lł. Tego jeszcze nie mówi, ale już czyni nasza „chrześcijańska“ Europa Apostatka. Gnuśni są ludzie we wszystkim, ale w religh szczególnie. Może nie tylko straszny ludzki „rozczyn zagłady“ massa perditionis, „bez powodu zrodzone mnóstwo“ 12, ewangeliczne „plewy“, ale i zagłuszana przez nie pszenica Pańska rośnie Avciąż jeszcze, jak przed półwieczem, pod dwoma znakami— dwoma „żywotami Jezusa“: Renana i Straussa. Można by o książce Renana powiedzieć to, co mówi Anioł Apokalipsy: „weźrai książkę a zjedz, ją: i gorzkim uczyni żołądek twój, ale w uściech twoich słodka będzie jako miód“ (Ap.. 10. 9). W sztuce mieszania do miodu trucizny, chowania szpilek w grudkach chleba nie ma Renan równego sobie. „Jezus nigdy nie będzie przewyższony; wieki zaświadczą, że wśród synów człowieczych nie było większego niż On“. — „Spoczywaj/.e w swej chwale, szlachetny Przodowniku — dzieło Twe spełnione, Bóstwo utwierdzone... Nie lękaj się, że wzniesiona przez Ciebie budowla będzie zburzona... Staniesz się takim kamieniem węgielnym człowieczeństwa, że wyrwać Twe imię ze świata, znaczyło by wstrząsnąć nim do podstaw“ 1S. To miód, a oto i trucizna, szpilka w grudce chleba: „mrocznym olbrzymem“ Namiętności staje się stopniowo jasny prorok Szczęśca. Już w drodze do Jeruzalem zaczął rozumieć, że całe Jego życie jest fatalną pomyłką, a na krzyżu zrozumiał ostatecznie i „żałował, że cierpi za marny rodzaj ludzki“ li. Gorzej jeszcze: Łazarz zmówiwszy się z Martą i Marią, położył się żywy do grobowca, by cudem Zmartwychwstania omamić ludzi, „wsławić“ Nauczyciela. Czy On wiedział o tym? Może, — ulubione słowo Renana, — może nawet wiedział. Oto najsubtelniejsza aluzja, miód najjadowitszy, ostrze szpilki najcieńsze *\ Jakkolwiek było, „wielki Czarujący“ — także ulubione słowo Renana — „stał się ofiarą świętego szaleństwa“. Siebie zgubił, a świata nie zbawił. Siebie i świat zwiódł, jako nikt nigdy nie zwodził16. 15  Cóż znaczy: „wśród synów człowieczych nie było większego“? To samo, co: Ecce homo, „oto człowiekw ustach Piłata. Powie: „oto człowiek“ i ręce umywa, powie: „węgielny kamień człowieczeństwa“ i usunie go po cich u, tak że nikt nie spostrzeże, pada na twarz przed Prawda, a jednak pyta z kamieniem w zanadrzu: „cóż jest prawda?“. Renana „Żywot Jezusa“ — to Ewangelia według Piłata. XII Mmej może winny jest Bruno Bauer, kiedy trzęsąc się ze złości i przerażenia, jak opętany krzyczy u nóg Pańskich i „Wampir! Wampir! Całą krew naszą wyssał!“ll. Może uczciwszy jest Strauss, gdy pcha się jak niedźwiedź na rohatynę: co to jest religia? „Rodzaj idiotycznej świadomości“; co to jest Zmartwychwstanie? „Historyczne, wszechświatowe oszustwo“ 18. A jeśli nie sam Nietzsche, to może biedna jego dusza w ziemskim piekle obłąkania zrozumiała to, czego nie rozumie Renan, że krytyka, osąd Ewangelii, stać się może Sądem Ostatecznym sędziów: quod, sum miser tum dicturus? Może jego dusza zrozumiała, kogo klepał po ramieniu — niech mi wybaczy cień tego cierpiętnika — z tak, niemal lokajskim rozpasaniem: „za wcześnie Jezus umarł: gdyby dożył do mych lat sam by wyrzekł się swej nauki“. — „Nader zajmujący dekadent, czarująco uroczy w pomieszaniu wzniosłości, chorobliwości i dziecinnady“ 19. XIII „Nędzną śmiercią zakończył ohydne życie, a wy chcecie, abyśmy wierzyli w niego jak w Boga!“ — te straszne słowa przytacza wielki nauczyciel kościoła Orygenes dlatego, zapewne, iż wie że są one dla wierzących nie bluźnierstwem nawet, a poprostu idiotyzmem, choć wypowiedzianym przez niegłupiego i, w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, „kulturalnego“ człowieka, aleksandryjskiego neoplatonika, Celsa Le16 karza l0. Zdawałoby się, że idiotyzmu tego nie można prze* wyższyć, ale oto można: Cels nie wątpił, a myśmy zwątpili w istnienie Chrystusa. XIV Idiotyzm ten, czyli niebywały w poprzednich wiekach obłęd naukowy — mitomanią (Chrystus — mit) rozpoczął wiek XViJLL, kontynuował XIX, kończy XX. Cńaries Uupuis (1742 — 1809) członek Konwentu, w III roku Republiki w książce swej „Początki wszystkich kultów, czyli Religia Powszechna“ udowadnia, że Chrystus, sobowtór Mitry, bóg słońca, wkrótce będzie dla nas „tym, czym Herkules, Ozyrys i Bachus“ a Volnev w niemal równocześnie wydanej książce: „Ruiny, czyli rozmyślania o rewolucjach imperiów“ dowodzi, że ewangeliczny żywot Chrystusa jest tylko „mitem o wędrówce słońca poprzez zodiak“ 22. W czwartym dziesiątku lat ubiegłego stulecia Strauss, do dziś w mniemaniu poniektórych teologów protestanckich „genialny“, w „Żywocie Jezusa“ (1836), sam tego nie wiedząc, może poprostu niechcący, swą „ewangeliczną mitologią“ przygotował dalszą drogę „mitomami“. Strauss siał, Bruno Bauer zbierał. Krytyka XIX wieku podała dłoń antychrześcijańskiej mistyce XVIII wieku. Bauer już napewno wie, że Jezus, jako postać historyczna nie istniał, że jego obraz ewangeliczny, to tylko „dowolny, poetycki twór pierwszego ewangelisty, Urevnngelisl“. Dla niższych, ujarzmionych warstw ludu potrzebne jest mityczne wyobrażenie „króla demokracji, Antycezara“. Śmieszny jest wynik tego strasznego początku, góra rodzi mysz: na miejsce Jezusa stawia się osobistość przezroczystą, skomponowaną z Seneki i Józefa Flawiusza 23. XV Można było spodziewać się, że dzięki naukowej krytyce, która w końcu XIX i na początku XX wieku do podstaw 17  /burzyła „mitologię4" Straussa — Bauer będzie tak samo zapomniany, jak Yolney i Dupuis24. Nadzieja ta jednak zawiodła. Rdzeń XVIII wieku wypuścił nowe pędy w wieku XX *\ Cóż to jest „mitomania“? Pseudonaukowa postać religijnej nienawiści do Chrystusa i chrześcijaństwa, niejako konwulsje wnętrzności ludzkich, wyrzucających owe lekarstwo, czy truciznę. „Świat... mnie ma w nienawiści: że ja świadectwo wydawam o nim iż sprawy jego są złe44 (Jan 7, 7). Oto dlaczego w przeddzień najgorszego czynu świata — wojny— świat Go znienawidził tak, jak mgdy. Zupełnie zrozumiałe, że wszędzie gdzie chciano zniszczyć chrześcijaństwo, tam ..naukowe odkrycie4' mityczności Chrystusa przyjęte było z takim zachwytem, jakby na to tylko czekano 26. XVI O wszystkich najnowszych „mitologach“ możnaby powiedzieć to samo, co głęboki znawca pierwocin chrześcijaństwa Joh. Weiss orzekł o książkach Dvews‘a i Robertsona: „nieokiełznana fantazja“. ..karykatura historii'4 2T. Wiedza jest trudna i powolna, nieuctwu szybkie i łatwe, ono napełnia świat, jak mówi Carlyle „ogłuszającym dźwiękiem mistyfikacji“, rozchodzi się po świecie jak tłusta plama na papierze gazetowym i tak samo nie daje się wywabić. Krytyka naukowa w Niemczech w ciągu ostatnich lat dokonała czynu Herkulesa, oczyszczając augiaszowe stajnie nieuctwa religijnego i historycznego, ale jeżeli dalej, tak jak dotychczas, postępować będzie powojenne zdziczenie „komsomołu“, nie tylko rosyjskiego, ale i wszechświatowego, to wkrótce nowe sterty nawozu zasypią stajnię, a smród udusi nawet samego Herkulesa. 18 XVII Jezus — to przedchrześcijański, chanaano - efraimski bóg Słońca, Joszua (Drews). A także — Jezus - Navin, albo patriarcha Józef, albo Ozyrys, Attis, czy Jazon. A także — indyjski bóg Agni — Agnus Dei albo babiloński bohater Gilgamesz, albo wreszcie tylko „ukrzyżowane widmo" (Robertson) 28. Obłędnie wiruje kalejdoskop wszystkich mitologii, czy poprostu tęczowych głupstw na czarnym tle nieuctwa 20. Dla każdego, kto ma historyczny wzrok, słuch, smak, węch, dotvk — nieskończenie prawdopodobniejsze jest realne istnienie takiego właśnie, jedynego w świecie zjawiska jak Chrystus, aniżeli wymyślenie, stworzenie z niczego, skomponowanie przez nieznanych spryciarzy, oszustów, czy omamionych głupców czegoś, co jest równie rzeczywiste, ale niepomiernie bardziej nowe i głębiej przeobrażające duchowy świat ludzkości, niż system Kopernika 30. XVIII Któż mógł „skomponować", stworzyć Jezusa, prócz niego samego? Czyżby grono pasterzy i rybaków, „ludzie bez nauki i prostacy"? (Dz. Ap., 4, 13). Przecież to jawnie niemożliwe, choć jeszcze bardziej nieprawdopodobne byłoby skonstruowanie w retorcie nauki ówczesnych filozofów z przeróżnych mitologicznych ingrediencji tej, najżywszej ludzkiej postaci. Tworzenie historycznej osobowości Jezusa przez poetę, lub zespół poetów byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby poeta w Nim wyobraził samego siebie, lub zespół poetów — sam siebie. Wtedy Jezus byłby zarazem poetą i poezją, jednocześnie twórcą i tworem. Innymi słowy: gdyby Jezus nie był tak wielki, a nawet większy niż obraz ewangelistów — to ich własna wielkość stałaby się najosobliwszym cudem historii. To bv tylko odsuwało Jego tajemnicę, czyniąc ją jeszcze bardziej zagadkową 31. Zatem pytanie, czy Jezus istniał, przy najlżejszym pogłę19  bieniu sprowadza się do innego: czy Jezus mógł nie istnieć„ jeżeli taki Jego obraz dany jest w takiej księdze, jak Ewangelia ? **. XIX To, że „istniał“ nie zostało stwierdzone przez żadnego spośród najbliższych pozachrześcijańskich świadków z dostatecznym dla krytyki naukowej stopniem jasności — oto jeden z najważniejszych dowodów „mitologicznych“. Czy jest on tak mocny jak się wydaje „mitologom“? Aby to rozstrzygnąć, trzeba Avpierw odpowiedzieć na trzy pytania. Pierwsze: kiedy świadkowie pozachrześcijańscy mogą zainteresować się Jezusem? Zanim religia stanie się jawnym zjawiskiem historycznym, co dla chrześcijaństwa przypada w pierwszej ćwierci II wieku, historycy nie mogą opowiadać o twórcy religii. Ponieważ właśnie w tym okresie zjawiają się pierwsze świadectwa historyków rzymskich o Jezusie, przeto odpada negatywny dowód czasu — jakoby zbyt późno zaczęto mówić. Pytanie drugie* ile, dużo, czy mało będą o Nim mówić? Bardzo mało. Czyż wypada ludziom wykształconym poświęcać wiele słów ciemnemu barbarzyńcy, przed stu laty w dalekiej prowincji straconemu na krzyżu, zbuntowanemu Żydowi, jednemu z wielu, winowajcy „podłego i bezgranicznego zabobonu“? To też niewiele słów historycy rzymscy poświęcają Jezusowi. Trzecie pytanie: jak będą o Nim mówić? Tak jak zdrowi o zagrażającej im nieznanej zarazie, gorszej od dżumy i trądu. Tak właśnie mówią o Jezusie. XX Pierwszym pozachrześcijańskim świadectwem jest w roku 111 list Pliniusza Młodszego, wityjskiego prokonsula do imperatora Trajana. Pliniusz zapytuje, co ma robić z chrze20 ścijanami? W caiym okręgu, nie tylko w wielkich miastach, ale i w głuchych wioskach jest ich mnóstwo, obojga płci, w różnym wieku i z wszelakich stanów. Zaraza ta rozpowszechnia się coraz bardziej, świątynie pustoszeją, ofiary bogom nie są składane. Pliniusz pozywa ich przed sąd i bada. Niektórzy wyrzekają się „zabobonu“, składają ofiary bogom, palą kadzidło przed posągiem cezara i „łają Chrystusa“, male dicerent Christo, ale inni są nieprzejednani. Wszystko, ■czego mógł się o nich dowiedzieć, sprowadza się do tego, że 3.w pewnych dniach przed wschodem słońca zbierają się i śpiewają hymn do Chrystusa, jako Boga, przysięgają, że nie będą kłamać, kraść, cudzołożyć i t. d.“, schodzą się także na wspólne uczty „zupełnie zresztą niewinne“ (zapewne eucharystie). Dwie diakonisę poddano torturom, ale nie zeznały „nic prócz podłego i bezgranicznego zabobonu“, superstitionem pravam et immodicam S3. Świadectwo to jest dla nas choćby przez to ważne, że potwierdza historyczną ścisłość i prawdziwość tego wszystkiego, co wiemy o pierwotnych gminach chrześcijańskich z listów Apostołów i ich dziejów, ale najważniejsze są słowa: „śpiewają hymn do Chrystusa jako Boga“. Gdyby Pliniusz dowiedział się od chrześcijan, że Chrystus jest dla nich tylko Bogiem, to napisałby: „śpiewają hvmn do swego Boga, Chrystusa“, jeżeli jednak pisze: „do Chrystusa jako Boga“, Christo, quasi Deo, to oczywiście dlatego, iż wie, że Chrystus jest dla chrześcijan nie tylko Bogiem, ale i człowiekiem. Zatem w ósmym dziesięcioleciu (niektórzy z chrześcijan wityjskich w 111 roku są „już chrześcijanami od dwudziestu zgórą lat“), w czterdzieści lat po śmierci Jezusa, wyznawcy Jego wiedzą i pamiętają, a pozachrześcijański świadek wielzy w to, że Jezus istniał jako człowiek3*. XXI Drugie świadectwo, Tacyta, jest prawie równoczesne z pliniuszowym (około 115 r.). Oznajmiwszy o pogłoskach kursujących wśród ludu, 21  a pomawiających Nerona o podpalenie Rzymu (64 r.), Tacyt pisze: „aby obalić te pogłoski, zaczął sądzić i skazywać na najgorsze męki tych, których lud za nikczemne czyny miał w nienawiści i nazywał chrześcijanami. Źródło tej nazwy, Chrystus, skazany był na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata za czasów Tyberiusza, ale zgnieciony na czas jakiś plugawy ten zabobon, exitiabilis superstitio, wybuchnął znowu, nie tylko w Judei, gdzie się zrodził, ale i w samym Rzymie, dokąd zewsząd spływa i sławione jest wszystko, co okropne i haniebne. Schwytani byli najpierw ci, którzy jawnie podawali się za chrześcijan, a potem, według ich zeznań, jeszcze wielkie mnóstwo ludzi. Jednakże podpalenia nie można im było dowieść: istotną zaś ich winą była nienawiść do rodzaju ludzkiego, odium humani generis“ 35. XXII Tacyt jest jednym z najsumienniejszych historyków. Przytaczając coś, jako pogłoskę, zawsze to zaznacza, a zatem w jego słowach o śmierci Chrystusa jest coś więcej niż pogłoska. Jest to wiadomość, tak samo jak wszystkie inne, pochodząca z niewątpliwych dlań świadectw dawniejszych kronikarzy, albo nawet ze źródeł państwowych. Nie ma wątpliwości, że tego świadectwa nie dotknęła ręka chrześcijańska, bo gdyby dotknęła, to nie mogłaby zostawić słów dalszych, może najbardziej mocnych, spokojnych i złych, jakie kiedykolwiek wypowiedziano o chrześcijaństwie36. Zwięzłe i ciężkie te słowa grzmią jak kule miedziane, padające w żelazną urnę. Tacyt mówi spokojnie, ale pod każdym jego słowem bulgocze nienawiść jak smoła, w której płonęły już „pochodnie Nerona“ i jeszcze ileż ich będzie płonąć! Tacyt, prawdziwy rzymianin — doskonałe wcielenie Prawa — nawet wydając sąd o chrześcijanach, ma swoją rację. Zaraz po tych strasznych dla nich słowach dodaje: „jakkolwiek by byli winni i jakkolwiek by zasługiwali na stracenie, przecież nie dla ogólnego dobra, a przez okrucieństwo jednostki zgubieni — wzbudzili dla siebie współczucie“. 22 Czyżby dlatego tak sądził chrześcijan ten „sprawiedliwy“, że ich za mało zna? Może jednak, mimo wszystko zna ich nie gorzej, niż my. „Dzieci, miłujcie się*' — szepcze umierając tajemniczy starzec z Efezu, Prezbiter Jan, prawie rówieśnik Tacyta Mógł on zatem widzieć tych, co patrzyli na męczenników chrześcijańskich z 64 roku wraz z Piotrem i Pawłem, mógł widzieć w ich oczach odblask Miłości Nieziemskiej, na ziemię schodzącej — i oto co o niej sądzi: „nienawiść do rodzaju ludzkiego“. Cóż to znaczy? Niebywałe zderzenie dwóch światów bezgranicznie bardziej przeciwstawnych niż chrześcijaństwo i pogaństwo — świata i zaświata. Tacyt jeszcze nie wie, ale już przeczuwa, że Rzym - świat i Chrystus nie mogą istnieć razem; świat albo On. I Tacyt może bardziej ma rację, niż wszyscy, nawet chrześcijańscy historycy w ciągu dwóch tysięcy lat. Z tych słów o Chrystusie najlepiej widać, że kronika Tacyta, tak jak i historia Rzymu jest „trwalszą od spiżu“ aere perennius. I oto odpowiedź na pytanie, czy Jezus istniał, wyryta jest na tym spiżu. XXIII Trzecie świadectwo, Swetoniusza jest nieco późniejsze od Tacyta (około 120 r.). „Neron wiele uczynił zła... ale nie mniej dobra... Traceni byli chrześcijanie, wyznawcy nowego i szkodliwego zabobonu, superstitionis novae et maleficae“. — Tak w „Żywocie Nerona*', zaś w „Żywocie Klaudiusza“: „Żydów, podżeganych przez jakiegoś Chresłusa i uporczywie buntujących się, wypędził z Rzymu“37. Imię Chrystusa jest tu skażone: Chrestus. „Mitologia“ uchwyciła się i tej słomki: chodzi tu rzekomo o jakiegoś nieznanego „Chresłusa“, może zbiegłego niewolnika („Chrestus“, „Pożyteczny“ — to dość częste imię niewolników) 88. Dobrze jednak wiemy, że za panowania Klaudiusza nie było żadnego rebelianta Żyda o tym imieniu, wiemy też od św. Justyna, Atenagorasa i Tertuliana, że 23  chrześcijan nazywano wtedy Chrestiani, a zatem „Chrestus“ Swetoniusza nie może być nikim innym tylko Chrystusem8*. XXIV Czwarte świadectwo, najwcześniejsze (93 — 94 r.) znajduje się w „Starożytnościach żydowskich“ Józefa t law msza. Wiedząc, że Józef, odstępca od wiary Żydów i zdrajca, zdezerterował do obozu rzymskiego w czasie wojny w 70 r., stając się nadwornym kronikarzem Flawiuszów, sługą i pochlebcą Rzymian — łatwo przewidzieć, że będzie on tak samo, albo nawet bardziej niż historycy rzymscy, choć z odmiennych powodów, przemilczać chrześcijaństwo wogóle, a Chrystusa-Mesjasza, „Króla Żydowskiego“ w szczególności, aby odsunąć od siebie i swego narodu posądzenia o bunt, w którym niegdyś sam uczestniczył40. Będzie mu jednak trudno zupełnie przemilczeć, bowiem w Rzymie, po wojnie żydowskiej i w czasach prześladowań Domicjana zbyt dobrze znano chrześcijan. Wnosząc z zachowanych rękopisów, Józef zanotował o Chrystusie dwie wzmianki. Pierwsza jest mocno prymitywną, oczywistą wstawką chrześcijańską, choć bardzo wczesną (zdaje się z II wieku). Ponieważ jednak jej zamieszczenie w toku opowiadania jest zupełnie naturalne41, ponieważ druga, dalsza wzmianka o Chrystusie („brat Jezusa, zwanego Chrystusem“) każe przypuszczać, że wspominano 0 Nim wcześniej, wreszcie ponieważ już Orygenes coś tu czytał42, przeto bardzo jest prawdopodobne, że w tym miejscu rzeczywiście znajdowało się coś, co późniejsza chrześcijańska wstawka zniekształciła. Jeżeli odrzucimy wszystko, co nie mogło wyjść z pod pióra Józefa, a resztę cokolwiek zmieniając, uczynimy możliwszvm, to zostanie: „Zjawił się w tyra czasie Jezus, nazywany Chrystusem, zrę • czny dziwak, który ludziom chętnym nowości głosił kazania 1 zbałamucił licznych Żydów i Greków. Nawet wtedy, gdy Piłat, wskutek skargi naszych dostojników stracił go na krzyżu — ci, którzy go uwielbiali od początku (albo — oszukani  przezeń od początku) nie przestali go wielbić do końca. Do dziś nawet jest gmina wyznaniowa, biorąca odeń imię chrześcijan“ 4S. Autentyczność drugiej wzmianki uznawana jest przez większość nawet lewych krytyków. Wspomniawszy o samowladztwie najwyższego kapłana Ananiasza Młodszego (spokrewnionego z. tym, który sądził Jezusa), po ustąpieniu prokuratora Festusa, a przed przybyciem Albinusa (z początkiem 62 r.), Józef pisze: „Ananiasz... sądząc, że ma ku temu wygodną okazję... zwołał sanhedryn... na sąd nad brałem Jezusa, zwanego Chrystusem — imieniem Jakub i oskarżywszy go, wraz z innym o naruszenie zakonu (mojżeszowego) polecił ich ukamienować“ 44. W ten sposób świadectwo żydowskie potwierdza rzymskie, że Jezus istniał. XXV Piąte świadectwo mamy w Talmudzie Najdawniejsze jego części — „opowiadania“ haggada, „pouczenia“ halakha i „przypowieści“ meszalim — wielkich rabinów sięgają bezsprzecznie poza połowę 11 wieku, a prawdopodobnie nawet aż do początków I, do czasów Jezusa. Rabbi Hillel i rabbi Szammai są prawie współcześni Panu 45 W pierwszej połowie II wieku nauczyciele Talmudu już przekręcają nazwę Ewangelia na A.vengilaon — „Zła wieść“, lub Avongi!aon „Władza grzechu, bezprawia“ 46. Skoro zaś 12. błaganie najświętszej modlitwy Izraela, Sz.moneh Esreh, o przek*ęcie „odstępców“, minim i „nazarejczyków“ (dwa miana chrześcijan): „niech zginą nagłą śmiercią, a nawet imię ich niech będzie wymazane z Księgi Żywota“ — pochodzi, jak wiemy napewno, nie później niż z końca l wieku, to znaczy, że już wtedy zrozumiał Izrael, iż wiekowe jego przeznaczenie rozstrzygnął „Powieszony na drzewie“ — Ukrzyżowany 4T. 25  XXVI Talmud nie wątpi, że Jezus czynił cuda uzdrowień. W tym to rzekomo celu, według jednego podania, wykradł On ze świątyni jerozolimskiej „Niewypowiadalne Imię“ (Jahwe); a według innego, starszego jeszcze podania (około 100 r.) „przyniósł czary z Egiptu w nacięciach na ciele“ (tatuażul łi!. W końcu I wieku lub na początku II rabbi Jakub z Kafaru, ..odstępca“, wciąż jeszcze czyni cuda ,,w imię Jezusa“ 49. „Sądnego dnia (wigilia soboty paschalnej) powieszony był Jeszua Hannozeri ( Jezus Nazarejczyk), a przed tym przez czterdzieści dni wywoływacz chodził przed nim, ogłaszając: ten oto Jezus Nazarejczyk idzie na ukamienowanie za to, że przepowiadał, oszukał i zwiódł Izraela. Kto by wiedział coś na jego usprawiedliwienie — niech przyjdzie i świadczy. Ale nie znaleziono dlań usprawiedliwienia i „powieszono go“ (ukrzyżowano) — powiedziane jest w najstarszej części babilońskiego Talmudu B0. Wszystko to znaczy, że żydowscy świadkowie wiedzą jeszcze niewątpliwiej niż rzymscy, iż Chrystus istniał; wiedzą także, czego tamci nie wiedzą: jak żvł i za co umarł. Są to istotnie tylko oddzielne punkty w przestrzeni i czasie, ale jeżeli przeprowadzimy między nimi linię, to otrzymamy łatwą do poznania geometryczną figurę, widzianego przez nas już w Ewangelii, historycznego ciała Chrystusa. XXVII A oto, co może być dla „mitologów“ najbardziej zabójcze. Wszyscy ci świadkowie nienawidzą Jezusa tak, jak tylko mogą ludzie nienawidzieć człowieka, ale nikomu z nich na myśl nie przyjdzie powiedzieć: „Jezus nie istniał“, a przecież byłoby to wystarczyło, aby zniszczyć Wroga. XXVIII Św. Justyn Męczennik, Grek nawrócony na chrześcijaństwo w 130 r. urodził się w Palestynie, w starym mieście Sy26 ehern, Flavia Neapolis, prawdopodobnie w końcu I wieku. Czy mögt on nie wiedzieć, co mówili o Jezusie Żydzi w Palestynie? „ Jezus Galilejczyk jest założycielem bezbożnej i przeciwnej zakonosvi herezji. Ukrzyżowaliśmy Go, a uczniowie wykradli ciało i oszukali ludzi, mówiąc, że zmartwychwstał i wstąpił do nieba“ — oświadcza w połowie II wieku rozmawiający z Justynem Trvfon Żyd. Nie ma żadnej podstawy aby przeczyć, że w tych słowach zawarte jest to, co palestyńscy Żydzi w końcu I, lub na początku II wieku uważali za historycznie pewne. Dzieci i wnuki tych, którzy niegdyś wołali: „ukrzyżuj!“ wiedzieli i szczycili się tym, że ojcowie ich i dziadowie rzeczywiście Go ukrzyżowali. I nikomu z nich na myśl nawet nie przychodzi, jakoby Jezus nie istniał51. 4l przecież, oczywiście lepiej od nas wiedzą, czy On istniał, czy nie, może nie tylko dlatego, że bliżsi są Niego o dwa tysiąclecia, ale również dlatego, że oczy ich są inaczej zbudowane niż nasze: gorzej widzą drobiazgi, lepiej rzeczy wielkie. Wzrok ich nie podlega, jak nasz „oczarowaniu bredniami“, fascinatio nugacitatis 52. Dlatego nie mogło im, najgorszym wrogom Chrystusa, zdarzyć się to, co nam, chrześcijanom, że w domu ludzkości, historii świata Chrystus zaginął jak szpilka w stogu siana. XXIX Pierwszym, wcześniejszym od ewangelistów, chrześcijańskim świadkiem jest Paweł. Autentyczność jego świadectwa niepomiernie wzmacnia to, że jest on byłym wrogiem Jezusa, prześladowcą chrześcijan — Szawłem. Siła świadectwa Pawiowego jest taka, że zanim się powie: „Chrystus nie istniał“ — trzeba by powiedzieć: „nie istniał Paweł“, odrzucić autentyczność nie tylko wszystkich jego listów, ale i całego Nowego Testamentu, wszystkich dzieł Mężów Apostolskich (90 — 150 r.), najlepszych świadków Pawła i wreszcie, wszystkich apologetów II wieku, czyli inny27  mi stówy, zniszczyć cały księgozbiór wczesnochrześcijańskiej historii53. XXX Cóż znaczą słowa Pawła: „jeśliśmy znali Chrystusa wedle ciała: ale już teraz nie znamy“? (11 Kor., 5, 16). Tej zagadki odrazu nie rozwiążemy; będziemy ją rozwiązywać w miarę poznawania Jezusa Nieznanego. Wystarczy jednak samo z nią zetknięcie, aby dostrzec, iż słowa te nie mogą znaczyć, jak przypuszczają lewi krytycy, że Paweł zna tylko Chrystusa Niebieskiego, a Chrystusa ziemskiego nie zna i znać nie chce. „O głupi Galatowie. któż was omami, abyście prawdzie nie byli posłuszni, przed których oczyma Jezus Chrystus przedtem opisany jest, między wami ukrzyżowany?“ (Gal., 3, 1). „Przedtem opisany“, icpoeYpdipYj — znaczy: „na płótnie namalowany pendzlem artysty“. Jakżeby mógł Paweł opisać Go, gdyby nie widział, nie znał Go „wedle ciała“ ? r*. — „Izalim Chrystusa Jezusa Pana naszego nie widział?“ (i Kor., 9, 1). Czyż słowa te odnoszą się tylko do widzenia na drodze do Damaszku? — „Ktoś jest Panie?“ zapytuje Paweł Chrystusa w widzeniu, ponieważ jeszcze nie wie, że Ten i Tamten w ciele jest Jeden; dopiero wtedy, kiedy Pan odpowiada mu: „Jam jest Jezus“, poznaje Go z twarzy i z głosu. (Dz. Ap., 9, 5). Na tej tożsamości Poznanego, najpierw w rzeczywistości, a potem w widzeniu, oprze się cała wiara Pawła. XXXI Paweł nawrócił się prawdopodobnie jesienią 31 roku, w półtora roku po śmierci Jezusa BB. „Zatem po trzech leciech poszedłem do Jeruzalem abym oglądał Piotra: i zamieszkałem u niego piętnaście dni“ (Gal., 1, 18). Czy mógł Paweł 28 w ciągli tych dni nie dowiedzieć się od Piotra o życiu Jezusa i nie poznać Go „wedle ciała“? Z listów Pawła widzimy, jak dobrze poznał. Można by według nich napisać maty „Żywot Jezusa“ — rozumiał to już: Rer.anB6. Paweł wie, że Jezus urodził się „uczyniony z niewiasty“, „z nasienia Dawidowego“, został „uczyniony pod zakonem“ (obrzezanyl, wie że ma brata Jakuba; że Pan nauczał, mając przy sobie dwunastu uczniów, założył odrębną od żydostwa gminę, przyznawał, że jest Mesjaszem, Synem Bożym Jednorodzonym, ale w życiu ziemskim „stał się ubogim“, „wyniszczył samego siebie przyjąwszy postać sługi“, dobrowolnie poszedł na śmierć krzyżową, ostatniej nocy przed śmiercią ustanowił Wieczerzę Pańską, był wydany przez jednego ze swych uczniów i, stawszy się ofiarą przywódców żydowskich, został ukrzyżowany i zmartwychwstał67. Moc tvch świadectw Pawiowych jest taka, że gdyby nawet nie byłe żadnych innych — wiedzielibyśmy z większą dokładnością niż o wielu historycznych postaciach, nie tylko że Chrystus istniał, ale jak żyl, co mówił, co czynił i za co umarł. XXXII Pliniusz, Tacyt, Swetoniusz, Flawiusz, Talmud, Paweł — oto sześć wzajem od siebie niezależnych świadectw, z różnych stron, najróżniejszymi glosami mówiących to samo. Ilekolwiek by nam jednak mówiono o człowieku: „istniał'— możemy jeszcze nie wierzyć; jeżeli zaś widzimy i słyszymy jego samego, jakże możemy nie uwierzyć? A takie właśnie widzenie i słyszenie mamy w Ewangelii. „Cośmy słyszeli, cośmv widzieli oczyma naszymi... i ręce nasze dotykały... wam opowiadamy“ (I List Jana, 1, 1—3) mówi jeżeli nie sam Jan, „uczeń, którego Jezus miłował“, to ten, kto słyszał to od Jana. — „Oznajmiliśmy wam moc i obecność Pana naszego, nie uwiedzeni baśniami misternymi (mitami): ale przypatrzywszy się sami wielmożności jego“  411 Piotra, 1, 16), mówi Piotr, jakby już wtedy przewidując naszą ,.mitologję“ Jeżeli trzeba miłować, aby znać i jeżeli nigdy nikt nikogo nie miłował bardziej niż Jezusa Jego uczniowie, lo nikt nikogo nigdy nie znał lepiej, niż oni Jego i nikt o nikim nie ma większego prawa powiedzieć: swyimśmy uszami słyszeli, swymi oczyma widzieli. XXXIII „Zmuszeni jesteśmy chrześcijańskim świadectwom pierwszych pokoleń po roku 30, mówiącym o głównych zdarzeniach z życia Jezusa, przyznać stopień wiarogodności najwyższy j jaki wogóle możliwy jest w historii“ stwierdza jeden z krytyków bardzo niezależnych, a w każdym razie nie podejrzany o kościelną apologety kę 5S: Tnny mówi: „wiadomości nasze o Sokratesie są mniej wiarogodne, niż o Jezusie, bowiem o Sokratesie opowiadają pisarze-twórcy, a o Jezusie — ludzie „niepiśmienni“, prawie „analfabeci“ 59. Można rzec: Ewangelia jest najbardziej niekonstruowana, niezamierzona, przypadkowa, niechciana, a przez to bardziej prawdziwa od wszystkich dawniejszych, obecnych i, prawdopodobnie, przyszłych ksiąg. XXXIV Cóż więc znaczą „sprzeczności"' w Ewangeliach? Czy Jezus jest synem Józefa, czy nie, urodził się w Betlejem, czy w'Nazarecie, nauczał tylko w Galilei, czy również w Jeruzalem, ustanowił Wieczerzę Pańską, czy nie, ukrzyżowany został 14 dnia miesiąca nisan, czy 15., i t. d. i t. d.? Nawet dziecko dojrzy te „sprzeczności“ i zrozumie, że obejść ich nie podobna. „Tajemna harmonia doskonalsza jest od jawnej“ — „Sprzeczne jest zgodne“, uczy Heraklit, uczą też Ewangelie. Rzekome sprzeczności — rzeczywiste przeciwieństwa (antynomie), 30 ta zasadnicza melodia „tajemnej harmonii“ przenika cały świat, a w religii jest jej więcej niż gdziekolwiek. To po pierwsze, a po drugie: dobrze wiemy z codziennego doświadczenia, że jeżeli dwóch lub więcej rzetelnych świadków opowiada o tym samym zdarzeniu, to zgodni są tylko w rzeczy zasadniczej, a we wszystkim innym sprzeczni, gdyż każdy widział po swojemu. Te właśnie „sprzeczności“ są najlepszą oznaką rzetelności: fałszywi świadkowie porozumieliby się, aby nie mówić rzeczy niezgodnych. Trzej świadkowie: Marek, Mateusz i Łukasz różnią się, są „sprzeczni“, a więc wzajem od siebie niezależni, a mimo to w rzeczy zasadniczej zgodni. W ten sposób z każdą nową Ewangelią autentyczność ogólnego świadectwa wzrasta w postępie geometrycznym. Gdyby w Kościele panowała logika Marcjona (gnostyk II wieku), to mielibyśmy tylko jedną Ewangelię. To jednak właśnie, że „potrzeby apologetyki nie zniwelowały sprzeczności, nie sprowadziły czterech Ewangelii do jednej“ 60, najlepiej dowodzi prawdziwości tradycji. „Mnogość różnic w przytaczaniu słów Jezusa i opowiadaniach o Jego życiu dowodzi, że ewangeliczne świadectwa swobodnie zaczerpnięte są ze źródeł, niezależnie od siebie płynących“. Gdyby pierwsza gmina wymyśliła „mit o bogu Jezusie“, to oczywiście postarałaby się o jednolitość pomysłu i usunięcie sprzeczności61. Tu właśnie, gdzie obraz Jezusa rzeczywiście lub pozornie sprzeczny jest z wiarą ogólno-kościelną, wyczuwamy pod nią niewzruszony, historyczny granit tradycji62. Tu lepiej niż gdziekolwiek wychodzi na jaw cała historyczna niemożliwość „mitologii“. Gdyby dla pierwotnych chrześcijan najważniejsza była tożsamość Człowieka Jezusa ze starotestamentowym Mesjaszem-Chrystusem, to w jakim celu wprowadzaliby oni do „mitu“ o Jezusie takie mnóstwo szczegółów historycznych zupełnie nie przepowiedzianych w Starym Testamencie, lub tym przepowiedniom wyraźnie przeciwstawnych? Jakby ten „mit“ jedną ręką budowano, a drugą burzono? *8. 31  XXXV Wystarczy otworzyć Ewangelię, aby owionął nas zapach tej właśnie ziemi, gdzie żył Jezus i tych właśnie dni, kiedy zył. „Tu, w Palestynie wszystko jest historyczne“ — oto do czego doszedł jeden z najlepszych znawców Palestyny, po trzydziestoletnich wędrówkach śladami Pańskimi. O tym, że On istniał, nie zwątpi ten, kto prawie na każdym kroku w Ziemi Świętej wstępuje w ślady nóg Jezusowych. Bardzo znamienne są uporczywe i szczegółowe wTe wszyst- ' kich czterech Ewangeliach oznaczenia najzupełniej określonych punktów w przestrzeni i czasie, t. j. w historycznej rzeczywistości, czyli innymi słowy potwierdzenie tego, że zdarzenia ewangeliczne nie są mitem, a historią. Nie, nie urojonego „boga Jezusa“ szukał tu, w Palestynie starożytny kościół, a przeciwnie, występował w obliczu całego świata z ja- ' snym i nieomylnym świadectwem, że Jezus Człowiek był postacią historyczną **. XXXVI Jakże po tym wszystkim ludzie mogli zwątpić, że Chrystus istniał? Czy tylko zła wola połączona z głupotą i nieuctwem jest przyczyną „mitologii“? Niestety, nie tylko. Istnieje przyczyna bardziej głęboka i straszna, ukryta w samym chrześcijaństwie — wieczna choroba ludzkiego rozumu i woli, którą dawny kościół nazywa „doketyzmem“, złudzeństwem, od słowa 8oxstv — zdawać się. Dokeci nie chcą znać Chrystusa „wedle ciała“, jest On dla nich pozornym, rzekomym ciałem. „Widzialne ciało Jezusa — to tylko cień, przywidzenie, umbra, phantasma, corpulentia putatiya“ — uczy pierwszy doketa Marcjon w końcu II wieku 65, „ Jezus nie rodził się, a zeszedł wprost z nieba do galilejskiego miasta Kafarnaum w piętnastym roku rządów cezara Tyberiusza“ — tak zaczyna się Ewangelia Łukasza „poprawiona“ przez Marcjona r#. Jezus nie umierał: „Szymon Cyrenejczyk ukrzyżowany zo32 stał zamiast Niego“. — „Jakby tylko cieniem cierpiał, passum łuisse quasi per umbram“ — uczy gnostyk Marek. „Lama sabachtani!“ zawołał Pan na krzyżu tylko na to, żeby zwieść i pokonać szatana“ powie Atanazy Wielki, filar prawosławia 67. Pan, szukając owoców na bezpłodnej fidze e% tylko „udał łaknącego“ mówi drugi nie mniejszy filar prawosławia, Jan Złotousty. „Pożywienia Jezus nie potrzebował“, według Klemensa Aleksandryjskiego — nie je i nie pije przywidzenie 69. „Pragnę“ na krzyżu znaczy: „pragnę /.bawić rodzaj ludzki“ rzecze Ludolf Saski, który w XIY wieku napisał jeden z pierwszych „Żywotów Chrystusa“. — „Jezus jest tylko ukrzyżowanym przywidzeniem“ powiadają dzisiejsi „dokeci“ — „mitologowie“ 70. Tak od Marcjona poprzez Jana Złotoustego i Atanazego Wielkiego, aż do naszych dni, całe chrześcijaństwo przesnute jest „doketyzmem“, złudzeństwem. XXXVII Oto dlaczego najbardziej niewierzący ludzie naszych czasów tak łatwo uwierzyli w najniedorzeczniejszą ze wszystkich mitologii — uwierzyli, że Chrystus jest mitem. Czemże jest doketyzm w ostatecznej konkluzji? Próbą skradzenia zbawionego świata u Zbawcy, dokonania powtórnego, najgorszego zabójstwa Chrystusa. W pierwszym, na Golgocie zabito tylko Jego ciało, a w tym, drugim, zabija się duszę i ciało. W pierwszym tylko Je/.us został zabity, a w drugim Jezus i Chrystus. „Chrystus opuścił (na krzyżu) Jezusa“ uczą dokeci71 — i pozostało tylko „podobieństwo“ człowieka, „postawa“, „schemat“ (homoioiria, schema — straszne słowa Pawła — Rzym, 8, 3; Fil.. 2, 7), geometryczna figura człowieka, pusta jak przywidzenie, poczwarka motyla, który wyfrunął. Gdyby próba ta udała się, to całe chrześcijaństwo, sam Kościół, Ciało Chrystusowe — rozsypałoby się, jak odzież zjedzona przez mole. Oto dlaczego ostatnim i największym Do33  ketą, „Złudzeńcem“ będzie „ułuda Chrystusa' — Antychryst. „Doketyzm“ naszych czasów jest do niego prostą i gładką drogą. XXXVIII Wszystko to jest tylko naturalnie porwaniem się z motyką na słońce, bowiem sama istota doketyzmu: jest nie to co jest, a to co zdaje się — oman, mgła, sztuczka kuglarska — to jedynie skrzętna próba uczynienia, aby nie było tego, co było. Ludzie mimo to wiedzą, i wie od ludzi lepiej wieczny Kuglarz, „Złudzeniec“, Doketa, że Chrystus istniał. „Tchnieniem ust Swych zabija Pan Wroga“ — jedynym tylko tym słowem: istniał. XXXIX Pytanie „Czy Chrystus istniał?“ znaczy obecnie: „czy będzie istnieć chrześcijaństwo?“. Dlatego przeczytać Ewangelię tak jak należy, — tak żeby ujrzeć w niej nie tylko Niebieskiego ale i Ziemskiego Chrystusa, poznać Go nareszcie wedle ciała, znaczy teraz: zbawić chrześcijaństwo, świat. XI. Cieniem wędruje On po świecie, a Jego Ciało zakute jest w Kościele w szaty obrazów. Jego Ciało trzeba odnaleźć w świecie, a Zakutego w Kościele rozkuć. XLI Kościół — bramy piekielne nie zmogą go — sam wyleczy się zapewne ze strasznej choroby „złudzeń stwa“, ale to jeszcze mało: musi także zbawić świat. Kościół zna Chrystu84  sa wedle ciała, ale świat Go już nie zna, lub znać nie chce. Wieczna droga Kościoła wiedzie od Jezusa Ziemskiego do Chrystusa Niebieskiego; świat, aby był zbawiony, winien iść odwrotną drogą, na spotkanie Kościoła — od Chrystusa ku Jezusowi. Droga Kościoła prowadzi do Chrystusa Znanego, droga świata — do Jezusa Nieznanego.  NIEZNANA EWANGELIA I „Nie omieszkam włączyć dla ciebie w „Tłumaczenia słów Pańskich“ wszystkiego, czegom się dowiedział od Starców (Presbyieroi) i dobrze zapamiętał, zaręczając, że wszystko 10 jest prawda. Bowiem naprzekór większości szukałem me tych, co dużo mówią, a tych, co uczą prawdy, pamiętając nie słowa cudze, a powiedziane wierzącym przez samego Pana i od samej Prawdy płynące. Dlatego gdym spotykał kogokolwiek, przez Starców uczonego, to rozpytywałem o słowa: co mówił Andrzej, Piotr, Filip, Tomasz, czy Jakub, czy Jan czy Maieusz, czy ktoś inny z uczni Pańskich; a także co mówią Arystion i Prezbiter Jan, uczniowie Pana, bom sądził, że będzie dla mnie pożyteczniejsze to, co zebrane nie tyle z ksiąg ile z żywego i niemilknącego głosu“ \ To mówi, około 150 r. świadek najbliższy dla nas uczniom Pańskim, biskup hierapolski (we Frygii) Papias, w przedmowie do pięciu ksiąg „Tłumaczeń słów Pańskich“, skarbu zniszczonego przez prawowiernych, gdzie mogło być wiele nieznanych nam słów* i nie mniej autentycznych n«ż w Ewangeliach. Tu mamy najstarsze i najcenniejsze, bo prawie jedyne świadectwo o tym środowisku, z którego wyrszły Ewangelie. II Nieco późniejsze, z 185 r. świadectwo Ireneusza, biskupa łyońskiego, jest równie cenne, bo potwierdza świadectwo Papiasa. Są to wspomnienia o stuletnim starcu, biskupie smyrneńskim, św. Polikarpie Męczenniku, widzianym i słyszanym we wczesnym dzieciństwie i żywo zachowanym w pamięci Ireneusza („to co było wtedy pamiętam lepiej niż obecne zdarzenia, bo poznane w dzieciństwie zrasta się z duszą“). „Opowiadał on nam o swych rozmowach z Janem i innymi, którzy widzieli Pana, i o tym jak zachowywał w pamięci... wszystko, co słyszał od nich... I wszystko zgadzało się z Pismem... Nie zapisałem tego na karcie, ale zawsze żywo w sercu zachowuję“ 2. HT Wyraźny jest sens tych obydwóch świadectw, choć może dziwny dla nas. W Kościele, od dni ziemskiego życia Pana do końca II wieku i dalej do III, IV wieku, do historyka kościoła Euzebiusza, trwa żywy łańcuch podania, jakby wołanie z wieku w wiek, z rodu w ród: „Widzieliście?“ — „Widzieliśmy!“ — ..S?yszeliśc»e?‘* — „Słyszeliśmy*“ — dźwięczy ..żywy, niemilknący głos“ w sercach wierzących: jest po drugiej stronie Ewangelii coś równe jej, jeśli nie wyższe, bo rzeczywistsze, bliższe żywego Chrystusa. Powiedziane jest lepsze od napisanego. Ci, co widzieli, słyszeli Pana — wiedzą, pamiętają o Nim coś, czego już nie wie, nie pamięta Ewangelia. IV Ten sam, dziwny dla nas, niemal straszny sens, ma bardzo zdaje się stara legenda: „Pan, po Wniebowstąpieniu Swym znów zeszedł na ziemię i przebył jedenaście lat z uczniami Swymi, ucząc ich licznych tajemnic“. To jest widocznie naj37  starsza część legendy, a dalej nowsza: „i wszystko co widzieli i słyszeli od Niego, polecił im zapisać *3. Ta część jest późniejsza, bowiem w pierwsze dni, miesiące, lata po odejściu Pana, uczniowie nie mieli czasu pisać: oczekiwali szybkiego Przyjścia. Po cóż rulony ksiąg, skoro samo niebo zwinie się rychło jak rulon? Ludzie me zdążą przeczytać o Nim, gdv już On sam wróci. „Żeby nie zapomnieć“ — myśli piszący, ale czy można Jego zapomnieć? Dzieci zapomną? Ale czy będą — czy zdążą być dzieci? Jeszcze długo On sam, żywy stał im w oczach, głos Jego, żywego dźwięczał im w uszach. „A wasze oczy błogosławione iż widzą, i uszy wasze iż słyszą“ (Mat., 13, 16). I oto z pierwszym zapisanym słowem skończyła się ta szczęśliwość, nastąpiła jakby druga, boleśniejsza z Nim rozłąka. Piszący jakby zgadzał się, że Jego samego nie ma już teraz z nimi — i jeszcze będzie nieprędko. Jeżeli umiłowany ma nazajutrz powrócić, to zakochana czeka, nie pisze, ale jeżeli ani nazajutrz, ani następnych dni nie wraca, to pierwszy list jest pierwszą tęsknotą i trwogą. Tak właśnie patrzyli zapewne ówcześni ludzie na pierwszą pisaną Ewangelię: pismo w rozłące — to znak odroczonego spotkania. V Tak właśnie spojrzał zapewne Piotr na pierwszą Ewangelię z jego własnych, Piotrowych słów spisaną przez ucznia j duchowego syna, Marka. „Piotr — przytacza Klemens Aleksandryjski bardzo stare widocznie i autentyczne, bo niesłychane dla nas świadectwo — Piotr, dowiedziawszy się, że Marek pisze Ewangelię nie bronił mu tego, ale i nie zachęcał“ *. To znaczy, że pozostał obojętny, przeszedł obok i nie chciał spojrzeć, a jeżeli spojrzał, to niechętnie, ze „smutkiem i trwogą“. Może nic nie powiedział, ale pomyślał: „I on* Gdybyż młodzi, co nie widzieli i nie słyszeli, ale przecież on widział i słyszał wszystko“... Piotr, Zwierzchni Apostoł „nie zachęcał“, nie błogosławił — 38 odrzuca! Ewangelię. Jest to tak dziwne, że własnym uszom nie wierzymy. A Kościół już po kilku latach nie wierzył, innymi podaniami, późniejszymi, zmywał tę plamę z pamięci Piotra — swej własnej: „Piotr z objawienia Ducha Św. radu* je się, że Marek pisze Ewangelię“ i „potwierdza to co napisane“, lub nawet „poleca napisać“, czy wreszcie sam „dyktuje Żeby zrozumieć to wszystko, choćby częściowo, musimy pamiętać, że ci ludzie, odrzucający Ewangelię, własnymi uszami słyszeli, własnymi oczami widzieli żywego Chrystusa - Słońce i po Nim, przy nim (On wciąż jeszcze jest z nimi Żywy) Ewangelia wydaje się jak kopcąca świeca przy słońcu. I oto nadszedł dzień, kiedy musieli zgodzić się, przyjąć, że czegoś w słowach Pańskich o Przyjściu nie zrozumieli, choć zdawało się — jak tu nie rozumieć czegoś tak bardzo jasno powiedzianego: „są niektórzy z tych co tu stoją którzy nie ukuszą śmierci, aż ujrzą syna człowieczego przychodzącego w Królestwie swoim“? (Mat., 16, 28). Wszyscy, albo prawie wszyscy pomarli i nie ujrzeli. W tym tkwiła dla nich taka „pokusa“, skandalon, że zbawić od niej mógł tylko On sam. wtedy wciąż jeszcze żywy pomiędzy nimi. A jednak trzeba było zgodzić się, że przyjdzie nie jutro, a po wielu latach, może wielu wiekach. Ludzie długo jeszcze będą umierać i rodzić się (przedtym nie bardzo w to wierzono, albo nie bardzo o tym myślano), a więc ludzie mogą (nawet teraz dla nas straszna jest ta myśl — cóż było dla nich!), ludzie mogą zapommeć Chrystusa. Dopiero wtedy, kiedy wszystko to zrozumieli, przed zejściem zc słońca „dnia Pańskiego“ w czarne, długie podziemne przejście — wieki od pierwszego do drugiego przvjścia — zaczęli, stłumiwszy ból, zapalać świecę — pisać Ewangelię. Wszystko to jest dla nas bardzo trudne, prawie niemożliwe do pojęcia, ale bez tego nigdy nie zrozumiemv, czym jest Ewangelia, a przedewszystkim nie zobaczymy tego co znajduje się poza nią: — żywy żywot żywego Jezusa, nieznany— Nieznanego. 39  VI Pierwszy przcd-synoptyczny zapis, wprowadzony potem do Synoptyków (synoptikoi, znaczy Spół-widzący, Sp(>tzgodni, w przeciwieństwie do Jana, Nie-zgodnego) zjawił się w Palestynie, ojczyźnie Jezusa, w Jego ojczystym aramejskim języku, prawdopodobnie około piątego dziesięciolecia, zanim jeszcze wymarło Jego pokolenie 6, ale zapis ten nie był w powszechnym użyciu, jedynie może jako pomoc dla nowowstępujących do gminy, młodszych braci, co nie widzieli i nie słyszeli samego Pana, iżby uczyli się na pamięć „słów Pańskich“ 7. U schyłku 73 roku, przy końcu wojny żydowskiej, pierwsi chrześcijanie uciekli ze zburzonego Jeruzalem do sąsiedniego miasta Pella, a następnie dalej, do Kokaby, w Betanejskim okręgu króla Heroda Agryppy IT, prawie na granicy królestwa Nabatejskiego (Arabii). Tu osiedlili się krewni Jezusa, a między nimi ci, co uwierzyli w Niego, oraz bracia 8. Białe betanejskie gołębie, kryjące się przed burzą w szczelinę skalną ciszę wschodzącego słońca — Królestwa Bożego. Pierwsze ich gruchania, tych „ubogich Bożych“, ebionim — to pierwsze zapisane „słowa Pańskie“, logia kvriaka. Czy możemy wierzyć, że zapisano je dokładnie? Możemy. Ciasno tulą się do siebie w tym gołębim stadzie. Braterskie zbliżenie, jedna dusza. Jego, w jednym, też Jego ciele, to najlepsza dla nas poręka dokładnej pamięci; co jeden zapomni— to inni przypomną, w czym omyli się—poprawią. Pamiętają nie tylko Jego słowa, ale i dźwięk żywego głosu, twarz, spojrzenie, gest z jakim słowa były powiedziane, i gdzie i kiedy, wszystko jakby dziś pamiętają, bo kochają. VII Cudownej mocy i świeżości starożytnej ustnej pamięci nie możemy sobie wyobrazić na podstawie doświadczeń naszej przeciążonej i osłabionej pamięci piśmiennej. Cały olbrzymi Talmud, tak samo jak Rig-Wedy (16,000 wierszy) i Koran 40 przechowywany byi w ciągu wieków w ustnej pamięci. „Pamięć dobrego ucznia podobna jest do cysterny wyłożonej najtęższym cementem: nawet kropla nie wyciecze“ — mówią nauczyciele Talmudu 9. Zewnętrzną siłę pamięci wspiera wewnętrzna siła słów Pańskich. „Nigdy tak człowiek nie mówił jako ten człowiek“ (Jan, 7, 46). Jeżeli prości, może nieokrzesani ludzie — słudzy faryzejscy posiani dla pojmania Jezusa, odrazu to odczuli, to tym bardziej uczniowde. Przez ten właśnie znak nieludzkiej jedyności, niewspółmierności z żadną ludzką skalą: „nigdy człowiek nie mówił tak“ — są te słowna dla nich, którzy słyszeli, pamiętne, a dla nas, którzy czytamy, autentyczne; tu znaczy to samo pamiętny, co autentyczny. „Ciche i straszne, jakby nieziemskie światło wyróżnia Jego słowa spomiędzy wszystkich ludzkich słów tak, że odrazu można je poznać“ zaznacza Renan 10, a dla niego, subtelnego i skomplikowanego, niewierzącego, było to oczywiście jeszcze trudniejsze do poznania niż dla ludzi prostych i nieokrzesanych — faryzejskich sług. Wystarczy tylko porównać Ewangelię z innymi księgami Nowego Testamentu, albo jeszcze lepiej ewangelistę Łukasza z Łukaszem Dziejów Apostolskich, aby całą różnicę pomiędzy tym Słowem, a innymi odczuć odrazu, tak jak odra/u płuca odczuwają przejście z powietrza leśnego do izby, lub oko — przejście od słońca do świecy. Jakby się spadało z nieba na ziemię. Yin Słowa te są tak proste, że zrozumie je dziecko. Malutkie przypowieści, dziecinne obrazki na zawsze przylegające do pamięci; tram we własnym oku, źdźbło wt oku brata; ślepy 41  prowadzi ślepego i obaj w dół wpadają. Jest to tak proste i zrozumiałe, że do końca świata nie będzie zapomniane. Dla dzieci jest zrozumiałe, a niezrozumiałe dla mędrców, bo pod jasną, wierzchnią warstwą znajduje się w nich wiele warstw dalszych, w głąb idących, coraz ciemniejszych i zagadkowych. Ale zanim człowiek to spostrzeże — w jego rozum, sumienie, wolę i oczywiście pamięć wbijają się te zagadki jak ostre kolce, lub jadowite żądła: w czyje serce raz się wbiją, ten już jest zatruty na zawsze. IX Rozsypującą się gliną zdają się wszystkie słowa ludzkie wobec tych, diamentowo-twardych i jasnych. Świat porusza się na nich jak na niewzruszonych osiach: „niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą“. Chropawe jak żwir są wszystkie słowa ludzkie wobec tych, geometrycznie-doskonałych kryształów, wyrastających z boskiej hogiki-Logosu. Pamięć wzroku natychmiast dostrzega na nich najmniejszą nieprawidłowość, wypukłość czy wklęsłość — nie ich to wada, a błąd pamięci. Nie można powiedzieć lepiej, czy nawet poprostu inaczej; kto nie wierzy, niech spróbuje powiedzieć lepiej — dokładniej oszlifować diament. X Wewnętrzna muzyka tej mowy jest niezniszczalna we wszystkich przekładach, we wszystkich językach. Nie ma wogóle księgi bardziej od niej wszechświatowej, wszechjęzycznej i wszechczasowej. „Cóżeście wyszli na puszczę widzieć? trzcinę, która się od wiatru chwieje?“, lub „pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni“ — to brzmi i do końca świata, we wszystkich krańcach świata będzie rozbrzmiewać jednakowo, niewzruszenie M. 42 Pamięć słuchu natychmiast odróżnia dźwięk tych słów. jak prawdziwego złota, od ołowianego brzęku fałszywych monet — wszystkich słów ludzkich. Natychmiast poznaje, przypomina spośród wszystkich obcych głosów ten, ojczysty: „owce idą za nim, bowiem znają głos jego“ (Jan 10, 4), — spośród wszystkich ziemskich hałasów — dźwięki raju. XI Pamięć słuchu zna również szczególną, niepowtarzalną droójjedność w słowach Pańskich — paralelizm dwóch członów nie wprost zgodny, jak w Starym Testamencie, a przeciw stamnie-z godny: „wiele pierwszych będą ostatecznymi, a ostatecznych pierwszymi“: „kto by chciał zachować duszę swoję, straci ją; a kto by stracił duszę swoję dla mnie, najdzie ją“. W każdym słowie teza, antyteza i synteza, „tak“, „nie“ i łączne ponad nimi „tak“; Ojciec, Syn i Duch. Cała Ewangelia rozbrzmiewa tą potrójną nielodją, jak muszla szumem tal morskich. Skrzydła tej dwójjedności poprzez wszystkie wieki i narody przenoszą Jego słowa żywe, nieśmiertelne, jak cudownie uskrzydlone nasiona roślin, które przy najmniejszym podmuchu wiatru lecą tysiące wiorst. XII Również pamięć smaku niezwłocznie odróżnia Jego słowa od wszystkich słów ludzkich, które są przaśne wobec tych, „słonych“. — „Dobrać jest sól“ — „Miejcież w sobie sól“ (Mar., 9, 49). W iluż Jego słowach zawarta jest sól nie tylko Boskiej mądrości, ale i rozumu ludzkiego, możnaby rzec niemal „dowcipu“, nie w dzisiejszym oczywiście znaczeniu, a w innym, dla którego nie mamy słowa. Natrętna wdowa u sędziego, szafarz nierzetelny, głupi bogacz wobec śmierci i ileż innych. W każdym słowie, osobliwie w przypowieściach zawarta jest odrobina tej soli — błyszczące światło nie4»  ziemskiego uśmiechu nad wszystkim ziemskim, smutne, czv radosne, ale zawsze jednakowo spokojne. Ryby, tylko co złowione w jeziorze Genezaret, tu, na brzegu sprawia się, czyści, soli i suszy na słońcu. Jest to skromne pożywienie rybaków galilejskich, Dwunastu i schodzących ku nim Aniołów. ICto choć raz, przy królewsko-ubogiej uczcie Pańskiej skosztował tej solonej rybki genezaretańskiej, ten nigdy jej nie zapomni i nie zamieni na żadne słodycze ambrozji. XIII Ale najlepiej może jego słowa poznaje pamięć serca. „Kto nie opuści ojca swego i matki swojej...“ „Abowiemem łaknął, a nie daliście mi jeść: pragnąłem, a nie daliście mi pić: Byłem gościem, a nie przyjęliście mię: nagim, a nie przyodzialiście mię: niemocnym, i w ciemnicy, a nie nawiedziliście mię“ (Mat., 25, 42—43). To przechodzi po sercu jak ogniste ostrze, a po tym sparzeniu na zawsze pozostaje blizna, tak, że odrazu można poznać jaki tu przeszedł ogień. Gdyby nawet znikła Ewangelia, po takich bliznach na sercu ludzkości można by poznać, że Chrystus był na ziemi. XIV Poprzez przekładową greczyznę Ewangelii wciąż jeszcze wyraźnie przebija aramejski oryginał1Z. Któż to są Aramejczycy? Najbliższa Aryjczyków północna gałęź plemienia semickiego; najwcześniejsi, na dwa, trzy tysiąclecia przed Chr. nie państwowi, a nawet w judzkim, prorockim duchu antypaństwowi, duchowi pośrednicy między Babilonem-Egiptem i Chanaanem-Fenicją (Kreto-Egea— „Atlantyda w Europie“) — ostatni zwiastunowie starożytnej i pierwsi nowej powszechności, „katolickości“ 1S. Jeżeli mit o potopie, „Atlantydzie“ — końcu pierwszej ludzkości — ma religijne, a może i prehistoryczne znaczenie, to Jezus, 44  „drugi Adam“ — do drugiej ludzkości mówi językiem pierwszej. W XI wieku przed Chrystusem język aramejski był tak wszechświatowy, jak po tysiącu lat będzie nim ludowy, powszechny — Koine grecki język Aleksandra Wielkiego i samego boga Dionizosa — cienia Słońca, Syna przyszłego14. Ewangelia na ten język przełożona z aramejskiego łączy w jedno obie powszechności, obie ludzkości: drugą i pierwszą — w trzecią. Tu znów mamy tezę, antytezę i syntezę; Ojca, Sy-na i Ducha: Trojaką melodią dźwięczy Ewangelia, jak muszla szumem fal morskich. XV Powinniśmy przebić się przez grecki przekład do aramejskiego oryginału, żeby usłyszeć „żywy, niemilknący głos“ Chrystusa, odczuć jak wraz z ojczystym Jego językiem tchnie na nas ..sam dech Boskich ust“, suavitates, quae velut ex ora Jesu Christi... afflari videntur 15. Pierwszy dziecinny Jego szczebiot do ojca w języku ziemskiej matki: „Abba, Ojcze“ i ostatni jęk na krzyżu: lama sabhahihaiu — są aramejskie: Rabbi Jeszua — Jezus Aramejski — Jezus Nieznany. XVI „To co grano na harfie inaczej brzmi na flecie“ 1#. Talitha koumi znaczy nie „dziewczę, wstań“, a „dziewczę, zbudź się“. Straszny cud wskrzeszenia jakże dziecinnie jest prosty, zrozumiały, naturalny w tym słowie, dziecinnie prostym „Dziewczę, wstań“ — dusza milczy, śpi martwym snem; „dziewczę, zbudź się“ — dusza zmartwychwstaje, budzi się 17. Ta prostota, to boskość Ewangelii; im prościej tym więcej boskości Ta prostota, to przezroczystość, niewidzialność, jakby nieistnienie powietrza w Ewangelii. W rajsko jasne zi45  mowę poranki galilijskiego podgórza, ojczyzny Jezusa — powietrze jest najczystsze na ziemi, niebiańskie, eter; tak przezroczyste, że najdalsze staje się bliskim: od Taboru do Ermon zdawało by się, że można sięgnąć ręką. Taki sam niebiański eter jest w Ewangelii. Dwa tysiąclecia dzielące nas od niej jakby nie istniały: wszystko jest jak wczoraj—dziś, nie było. a jest. „Wpierw zanim był Abraham“, — potem kiedy, będziecie wy, będą ostatni ludzie świata, — „Ja jestem“. Pomiędzy Nim a nami nie ma nic; jesteśmy twarzą w twarz z Nim. Jest to tak straszne, że niekiedy ludzie wierzący całymi latami boją się zajrzeć do Ewangelii; w kościele słuchają jej, ale u siebie w domu zatykają uszy, żeby nie słyszeć strasznie bliskiego głosu: „dziś potrzeba mi mieszkać w domu twoim“. XVII Ta właśnie, strasznie bliska, prosta Ewangelia jest Nieznaną. Proste „Wspomnienia“ bardzo prostych ludzi, ustne — pisać nie umieją, są „niepiśmienni“, a niekiedy: „wkrótce Sam przyjdzie“. „Wspomnienia Apostołom, tak zwane Ewangelie“, mówi św. Justyn Męczennik (150 r.), który widział i słyszał tych, co oglądali i słuchali Pana18. A więc: „Wspomnienia“, Apomnêmoneumata — to pierwsza nazwa księgi, dawniejsza, a „Ewangelie“ — druga, późniejsza; „Wspomnienia“ me w znaczeniu „Pamiętników“, Memorabilia, jak Ksenofonta o Sokratesie (czyż jest u Chrystusa coś więcej, lub mniej godnego pamięci, czy nie wszystko jest jednakie?), a raczej w sensie naszych osobistych i historycznych „Wspomnień“, „Memuarów“. Trzeba to zawsze pamiętać, żeby zrozumieć czym jest Ewangelia. XVIII „O historycznym Jezusie niczego prawie nie możemy dowiedzieć się z Ewangelii, bowiem księga ta, z pochodzenia. 46 wcale nie jest historyczna, a liturgiczna: czytywano ją już w piątym dziesięcioleciu I wieku na niedzielnych nabożeństwach“ oświadcza sam Justyn Męczennik in. Bardzo łatwo jest obalić tc zaprzeczenia historyczności Ewangelii. Przede wszystkim ówczesne, z pierwszych nie lat, a dni chrześcijaństwa, kiedy pojawiły się pierwsze zapisy „słów Pańskich“ — rozumienie „kościelności“ wogóle, a „liturgiczności“ w szczególności wcale nie odpowiada dzisiejszym pojęciom. Malutkie domowe „kościołki“-izdebki, gdzie wszystko jest tak proste, biedne, nagie i bratersko-ciasne, ciepłe, przytulnie-miłe, tylko wewnętrznie olbrzymie, straszne, bo On sam dopiero co był tu i może znów niedługo będzie — bo zawsze niewidzialnie jest tu obecny (parousia) — te malutkie kościółki zupełnie niepodobne są do naszych olbrzymich, wspaniałych i zimnych kościołów-świątyń. Gdyby jeden z tych „ubogich Pańskich“, Bożych dzieci, nagle ujrzał się w takim kościele — w rzymskim św. Piotra, czy św. Zofii — to jakżeby się zdziwił, przeraził, omal nie zapłakał ze strachu, jak płaczą malutkie dzieci; pamiętnych swych zapisków — ścisłym pismem aramejskim pisanych na strzępkach papirusu czy pergaminu, wybrudzonych od czytania, ale jakimi łzami oblanych, jaką miłością opromienionych— swych „Ewangelii“ nie poznałby w księdze olbrzymiej, ciężkiej, prawie nie otwierającej się, okutej w purpurę, złoto i drogocenne kamienie — w naszej kościelnej Ewangelii. XIX To przede wszystkim, a poza tym słusznie mówi Orygenes: „gdyby Ewangeliści nie byli prawdomówni, a wymyślali baśnie (mity), jak sądzi Cels, to nie mówiliby o zaparciu się Piotra i o zgorszeniu uczni“ 20. A czy tvlko to? Piotr w ustach Pańskich nazwany jest „szatanem“. Judasz Zdrajca został wybrany do zespołu Dwunastu przez samego Nauczyciela, który wiedział czym dla Niego i dla nich będzie judasz; „diabelstwo“, „szaleństwo“ Jezusa w strasznym opowiadaniu Jana (10, 20; 7, 20) i jeszcze straszniejszym Marka, 47  gdzie „szaleństwo“ Jezusa uznane jest nie tylko przez Jego braci, ale może nawet i przez matkę (3, 21, 31, 35). Drugi, uwolniony od krzyża Jezus — Barabasz, Bar-Abba, — „Syn Ojca“ (tak w dawniejszych autentycznych rękopisach) 21; i ostatni jęk Syna do Ojca- „dlac-zegoś mnie opuścił?“... Czyż. trzeba wyliczać? Wysiarczy zajrzeć do Ewrangelii, aby ujrzeć, że pełna jest ona takich „zgorszeń“, skandala, „twardej mowy“ (Jan 6, 60); wszystko to — „znak któremu sprzeciwiać się będą“, jak już Symeon przepowiedział, trzymając Dziecię w rękach r Oto ten położon jest... na znak któremu sprzeciwiać się będą. Semeion antilegomenon. (Łuk., 2, 34). Dziwna, straszna to księga „liturgiczna“, gdzie jakby umyślnie na każdym kroku poustawiane są takie pułapki-zagadki. Można powiedzieć, jakkolwiek to równie dziwne jest i straszne, że Ewangelia iest księgą najmniej „liturgiczną“, a nawet pojmując „Kościół“ nie w ówczesnym, z pierwszych dni chrześcijaństwa, a w naszym sensie — najmniej „kościelną“ ze wszystkich byłych, obecnych i zapewne przyszłych ksiąg. Straszną Księgę trzeba było ukryć, okuć w żelazo, kamień, damascen, aby nazbyt swobodny jej duch nie wybuchnął i nie zburzył całego Kościoła. Ale w tym właśnie kryje się boska siła Kościoła, że uczynił to tak, iż właśnie żyje tylko tym, wciąż przytłumianym, a nigdy stłumionym duchem Ewangelii; dźwiga się tymi właśnie wewnętrznymi, cichymi wybuchami. Ażeby po tvm wszystkim wątpić o „historyczności“ Ewangelii. trzeba być bardzo kiepskim historykiem. XX Wyczuwa się, jak wspominającym trudno jest niekiedy przypomnieć sobie żywą mowę Jezusa, ową dziwną „twardą 48  mowę , jak niekiedy nie rozumieją oni tego, co było powiedziane: Ci co ze Mną są, nie zrozumieli Mnie 22. I zdumiewają się, „gorszą się‘\ a jednak dokładnie przekazują niezrozumiane słowa, nieotworzone i niedotknięte, całkowite, żywe, jakby wciąż jeszcze ciepłe od „tchu Boskich ust“. Cromadzą ciężkie bryły słów nie ośmielając się ich dotykać, obciosywać i wygładzać. Słowa te zbyt głęboko zapadły w ich serca, zbyt niezatartym piętnem odbiły się w pamięci, aby mogli, gdyby nawet chcieli, nie zapisać ich tak, jak słyszeli. Bo nie możemy cośmy widzieli i słyszeli me mówić (Dz., Ap., 4, 20). Dlaczego nie mogą? Bo nazbyt Go kochają. Ta właśnie miłość bezgraniczna do Niego — najlepszą jest gwarancją bezgranicznej prawdziwości Ewangelii2S. XXI Rozwój Ewangelii przypomina jakby przypadkowe, bezładne składanie w jednej szkatułce pamiątkowych zapisków o słowach i zdarzeniach z życia Pana, oddzielnych kartek, które potem ożywając, zrastały się jak płatki w jeden kwiat, tak że nie można już ich rozdzielić nie zabijając kwiatu. Jaskrawo - przeciwstawne, jakby „sprzeczne“ ich barwy zlewają się w jeden żywy wdzięk kwiatu — oblicza Pańskiego. „Tyś piękniejszy od synów człowieczych“ i księga o Tobie piękniejsza jest od wszystkich ludzkich ksiąg. Ale sama Ewangelia nie zna swego piękna i nie chce być piękną: gdyby poznała i zechciała, to znikłby całv jej czar. Tylko dla Boga kwitnie i pachnie ten nieznany, Nieznanego Raju kwiat. 49  XXII Dla kwiatu niezbędne jest powietrze, dla Ewangelii wolność. Jaka wolność? Powiemy krótko: wszelka, a więc i „wolność krytyki“. Krytyka to sąd. Jeżeli Ewangelia jest prawdą, to czy może istnieć nad nią sąd? Prawda sądzi, a nie bywa sądzona. Ale, po pierwsze: kto z nas ośmieli się powiedzieć, żyjąc tak jak żyjemy, że Ewangelia już jest dla niego prawdą? A po drugie: prawda walczy i broni się przed fałszem. Ta wnika to Apologia, która powstała równocześnie z Ewangelią. Ale jeżeli prawdziwa Krytyka kończy się na Apologetyce, to może i odwrotnie: Apologetyka zaczyna się od Krytyki. XXIII W rzekomych, czy rzeczywistych „sprzecznościach“ Ewangelii zawarta jest już niezbędna wolność wyboru, sądu — krytyki. „Czemu mię zowiesz dobrym?“ to u Marka (10, 18), a u Mateusza (19,17) „Co mię pytasz o dobrym?“. Czyż mógł Jezus mówić i tak i tak? A przecież różni się to jak niebo od ziemi. Chcesz, czy nie chcesz — sądź, wybieraj swobodnie — bądź sędzią, „krytykiem“ 2\ Do wyboru zmuszają nas sprzeczności nie tylko między słowami w różnych Ewangeliach, ale także pomiędzy różnym pojmowaniem jednego i tego samego słowa. „I nie mógł tam fw Nazarecie) uczynić żadnego cudu“ tak jest w naszym tekście kanonicznym (Mar., 6, 5), ale w najstarszych kodeksach italskich (Italocodices): „Jezus nie uczynił tam żadnego cudu“, non faciebat — w tym oczywiście znaczeniu, że „choć mógł uczynić, ale nie chciał“ 25. Znów ogromna różnica, którą zatrzeć można tylko zupełnie prostacką przemocą, łamiąc lub tępiąc boskie ostrze Słowa ludzką tępotą. A oto jeszcze ostrzejsze: w naszym, późnym kanonicznym tekście z IV wieku mamy u Mat. 1, 16 — ,.A Jakub zrodził 50 Józefa męża Marii, z której się narodził Jezus“. A w SyroSynajskim kodeksie (Syrus Sinaiticus) z greckiego oryginału -z II wieku* Józef, któremu zaręczona była dziewica Maria, zrodził Jezusa. Joseph, cui desponsata virgo Maria genuit Jesum 2<J. Tu różnica sięga już samego dogmatu o Niepokalanym poczęciu. Nie wiedziano co z tym zrobić i schowano rękopis w ciemnym kącie synajskiej bibljoteki, gdzie przeleżał piętnaście w ieków aż wreszcie wyszedł na świat w naszych czasach ku daremnej może uciesze lewych krytyków i równie daremnemu przerażeniu teologów 27. XXIV „Duch Św*, wodził ręką ewangelistów, kiedy pisali Ewangelię“ uczy jeden z protestanckich teologów XVI wieku 28. Znaczy to, że piszący Ewangelista jest dla Ducha tym samym, czym dla muzyka klawisz organu. Jeżeli tak, to oczywiście trzeba pogodzić wszystkie „sprzeczności“ w Ewangeliach, choćby należało przy tym we wstępie podobnej „symfonii“ twierdzić, jak to czyni św. Augustyn, że były dwie Marie Magdaleny, a w końcu, jak tego nikt nie robi — że Jezus dwukrotnie się rodził i trzykrotnie umierał, czyli inaczej, trzeba wierzyć, że Sens Boski doprowadza ludzi do bezsensu. A jeżeli tak nie jest, to tchnienie Ducha — Boskie natchnienie Ewangelii i wola swobody — jest jedno. XXV Kto nie wierzy swobodnie, niech chodzi do kościoła, słu-cha „słów Ewangelii“, ale sam do niej nie zagląda, bo starą wiarę utraci, a niewiadomo, czy znajdzie nową. 51  XXYI Jest coś bosko-wzruszającego, chciałoby się powiedzieć „bosko-żałosnego“ w ewangelicznych „sprzecznościach“ — tych jakby rozpaczliwych, konwulsyjnych, a przecież wobec wolności ludzkiej troskliwych Ducha Bożego wysiłkach przebicia się poprzez ciało i krew: w troskliwych wysiłkach, podobnych do drgań płomienia w dusznym powietrzu i trzepotania się gołębich skrzydeł w sieci. XXVII Wolność, to najstraszliwszy dla ludzi dar Boski, ale i najświętszy. Czuje się to najlepiej tu, w Ewangelii. Dlatego najpierwsze, na co wszyscy ujarzmiciele ducha rzucają się,, aby zniszczyć, to najstraszniejsza dla nich księga — Ewangelia. „Zamiast zawładnąć ludzką wolnością, pomnożyłeś ją i obarczyłeś ją mękami człowieka na zawsze... Czyżbyś nie pomyślał że odtrąci on wreszcie... nawet Twoją prawdę, jeżeli zostanie przygnieciony tak strasznym brzemieniem?“ — mówi wielki Inkwizytor (Dostojewski). „Trupem bądź w rękach nauczyciela, perinde ac cadaver“ mówi Loyola. Trupem chce być Pascal, ale nie może i wpada w obłęd ze strachu przed „otchłanią“ wolności ewangelicznej. XXVIII Lękać się wolności, nie wierzyć w nią, to znaczy nie wierzyć w Ducha Św., bowiem wolnością człowieka w Bogu jest właśnie Duch — oto do czego doprowadza nas krytyka ewangeliczna — a to nie mało. Może, za straszną cenę, ale nareszcie zrozumieliśmy, albo> zrozumiemy niedługo to, czego w ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa nikt nigdy nie rozumiał, że nieznane imię Chrystusa — to Zbawiciel i że nie przyjąwszy wolności — nigdy nie poznamy Jego — Nieznanego. zjła Li - — 62 y MAREK, MATEUSZ, ŁUKASZ L Oko teleskopu, skierowane na gwiaździste niebo z nieruchomej szczeliny kopuły obserwatorium może jest równie święte, jak psalm Dawida: Niebiosa rozpowiadają chwalę Bożą a dzieła rąk jego oznajmuje utwierdzenie (firmament). (Ps. 18, 1). Nie rozumieją tego ludzie malej wiedzy — rozumieją Newton i Kopernik. Krytyka, to takiż teleskop skierowany w niebo ewangeliczne, a gorliwa tysiącletnia uwaga, wytężone spojrzenie na Ewangelię, to szlif szkieł tego teleskopu. Może lepiej od wszystkich uczonych teologów i krytyków czyta Ewangelię dziecko i święty, ale ci mogą nie widzieć w niej tego, co ujrzą tamci1. II Nowe, niezwykłej mocy i doskonałości szlifu szkło w teleskopie krytyki ewangelicznej — to tak zwana „teoria dwóch źródeł“, Zweiquellentheorie. Tak samo trudno w niewielu •słowach wytłumaczyć czym ona jest, jak trudno wyjaśnić 58  analizę spektralną. Powinniśmy jednak wierzyć, że ludzie świętobliwie spędzają całe niekiedy życie i w obserwatoriach i nad krytyką ewangeliczną; tam obserwując zewnętrzne, kosmiczne niebo, tu, wewnętrzne, ewangeliczne. Jest ono bardziej bezdenne niż tamto. Skupionej uwagi całego życia ludzkiego mało, trzeba uwagi całych pokoleń, aby odkryć nowe gwiazdy-światy. Odkrywa je właśnie Teoria dwóch źródeł. III Marek, najstarszy z Synoptyków („Spół-widzących“, „Spólzgodnych“) najbliższy jest dla nas człowieka Jezusa, a w każdym razie spośród tych świadectw, jakie dziś mamy — Marek jest jednym z „dwóch źródeł“ naszej wiedzy. Markowi, a nie Mateuszowi przystoi, wbrew kościelnej tradycji, pierwsze miejsce w historycznej kolejności Ewangelistów. Nie Marek, jak sądzono dawniej, czerpie od dwóch pozostałych Synoptyków, a przeciwnie, oni od niego. To, stosunkowo łatwe odkrycie kosztowało całe prawie stulecie wysiłków naukowych, całe żywoty ludzkie, może niekiedy wraz ze zgubą dusz — utratą wiary. Druga zaś część teorii jest jeszcze trudniejsza. Marek jest dla Łukasza i Mateusza nie jedynym, a jednym z dwóch źródeł. Postępując za Markiem z wielką dokładnością w przekazaniu słów Pańskich, a z mniejszą — zdarzeń, Mateusz i Łukasz nie znają słę wzajemnie, o czym łatwo przekonać się z nazbyt jawnych, przy wzajemnej znajomości niemożliwych „sprzeczności'’, szczególnie w opowiadaniu o Narodzeniu, oraz zjawianiu się zmartwychwstałego Pana. Jakże zatem wytłumaczyć zbieżności Łukasza i Mateusza aż do uderzającej, niekiedy dosłownej, gramatycznej tożsamości w odtwarzaniu najważniejszych, decydujących a niezapisanych u Marka słów Pańskich? Tylko tym, że obaj oni czerpią z jakiegoś nieznanego nam, może starszego niż Marek, przedsynoptycznego, napewno pisemnego źródła, za54 pewne tego samego, o którym wspomina Papias, lub stojący poza nim „Prezbiter Jan“, mówiąc o „słowach Pańskich“ logia kyriaka, jakoby „zebranych“, czy spisanych przez celnika Mateusza Lewitę w języku ..żydowskim“ t. j. aramejskim i, prawdopodobnie, nie odróżniając tego dokumentu od naszego, greckiego Mateusza 2. Jeżeli wydaje się nam, że dobrze znamy to niewidzialne źródło z naszych dwóch Synordy ków i że zatem odkrycie jest małej wagi, to jesteśmy w grubym błędzie. W bardzo głębokim, ukrytym dla nas nurcie, wody źródła mogą mieć zupełnie inną temperaturę, barwę i smak niż w jawnych, może nawet sztucznych zbiornikach naszych dwóch Synoptyków. Być tam, dokąd skierowane jest okno, czy tylko patrzeć przez okno — to wcale nie jest wszystko jedno. Przedsynoptyczne źródło, tak zwane Q (ąuelle) jest już częściowo zrekonstruowane, ale tylko częściowo i dlatego jego zagadka będzie ostatecznie rozwiązana dopiero razem z zagadnieniem stosunku Synoptyków do Jana, — stojącego poza nimi i nawet jakby przeciwległego im, najbardziej zagadkowego pomiędzy Ewangelistami — „jednej z największych zagadek całego chrześcijaństwa“ 8. Jeżeli jeszcze tymczasem do tych głębin ewangelicznego nieba nie dosięgają najsilniejsze objektywy teleskopów krytyki, to jednak już teraz, w Teorii dwóch źródeł dochodzimy do najbardziej tajemniczego, pierwotnego źródła naszych* Ewangelii, do tego głębokiego, świetlistego, a jednak ciemnego zwierciadła, gdzie najbliżej i najjaśniej odbiło się oblicze Jezusa Nieznanego. Tak niekiedy w bardzo przezroczystym powietrzu bardzo jasnych nocy możemy nawet nieuzbrojonym okiem widzieć jaśniejącą — ciemną część niepełnego księżyca i wypełniony, całkowity jego krąg. Zanim jednak zajrzymy w to, świetlisto-ciemne zwierciadło, a może i poza nie—na drugą stroną Emangelii, musimy wpatrzyć się uważniej w widzialne, ale przez tysiącletni kurz — przyzwyczajenie strasznie zamglone zwierciadło Synoptyk ków. 55  IV Ile jest Ewangelii? Cztery? Nie, trzy i jedna. Łatwo to wyjaśnić graficznie. Wystarczy narysować na białym papierze trzy kreski obok siebie czerwonym ołówkiem, a jedną, opodal — niebieskim. Te trzy, to Synoptycy — „Zgodni", a tamta jedna — „Niezgodny“, a nawet jakby „Przeciwnik“ tamtych — Jan. Co to jest? Kto to jest? Na to pytanie można odpowiedzieć tylko jednocześnie z odpowiedzią, jaki jest stosunek Jana do Synoptyków, jednego do trzech. V „Marek, tłumacz Piotra, zapisał ściśle, ale nie po kolei wszystko co zapamiętał o powiedzianym i uczynionym przez Chrystusa, bowiem sam nie słyszał Pana, a tylko był później, jakem już powiedział, tłumaczem Piotra, który stosownie do potrzeby, uczył, ale wszystkich słów Pańskich w całości nie wygłaszał. Dlatego Marek nie zbłądził, zapisawszy dla pamięci tylko coś niecoś, a troszczył się jedynie o to, aby czego nie zapomnieć, lub nie zapisać niedokładnie“ *. To zakomunikował Papiasowi „Jan Prezbiter“. Kim on jest, tego dokładnie nie wiemy, ale bardzo jest prawdopodobne, jak to zaraz zobaczymy, że jest on „Janem Ewangelistą“ — ale nie Apostołem, synem Zebedeusza — „uczniem którego Jezus miłował“, a kimś innym, cudownie z nim zrośniętym sobowtórem, bliźniakiem, przez ciało tamtego rzuconym i już nieodłącznym cieniem. Nie wiemy również, czy Papias dobrze zrozumiał i dokładnie przekazał słowa Jana Prezbitera, ale na wszelki wypadek będziemy mieć w pamięci ostrzegawczą wzmiankę historyka kościoła Euzebiusza o Papiasie: „człowiek bardzo małego umysłu“ °. Oczywiście nie znaczy to „zdziecinniały“, bo taki nie utrzymałby się na biskupstwie, ani „głupowaty“, gdyż takiego nie uczyniono by biskupem, a poprostu „człowiek nierozsądny“. Jeżeli jednak Papias nawet dobrze zro56 zumiał i dokładnie powtórzył słowa Jana o „braku kolejności w pisaniu Marka, to mimo wszystko zbytnio temu wierzyć nie można. Broni jakoby Marka: „Nie pomylił się“, ale w istocie oskarża go, rzuca nań choćby najmniejszy, ale jednak cieii. Jednakże i dziwić się zbytnio nie powinniśmy wzmiance Jana-Papiasa. Dwaj Ewangeliści — dwaj pisarze: Jan (jeżeli nasz „Jan Ewangelista“ i „Prezbiter“ Papiasa są tą samą osobą), Jan i Marek. Jeden mówi o drugim: „moje dzieło jest dokładniejsze, moja kolejność lepsza“ (Jeruzalem — Judea, zamiast Kafarnaum — Galilea). Jeśli nie we wzniosłej atmosferze tradycji, to poprostu, po ludzku (a przecież tak właśnie trzeba czytać wszystkie starożytne, nawet kościelne zabytki piśmiennictwa) — jest to zupełnie zrozumiałe i naturalne*. Nie wiemy jeszcze, czy można pogodzić Marka z Janem, ale już teraz jest niewątpliwe, że jedynie jasną kolejność zdarzeń, którą zachowują również Mateusz i Łukasz, a nawet w znacznej mierze sam Jan — mamy u Marka. Do żywota Jezusa Nieznanego jedyny klucz jest tu, lub nigdzie7. VI Marek jest „tłumaczem“ Piotra. Wszystko, co mówił Piotr, który własnymi oczyma widział, własnymi uszami słyszał Pana — przypomina sobie i ściśle zapisuje „troszcząc się tylko o lo, by czegoś nie zapomnieć, lub nie zapisać niedokładnie“. Temu świadectwu Papiasa — Jana Prezbitera wierzyć możemy całkowicie °. Gdybyśmy jednak nie mieli ani świadectwa Papiasa, ani tradycji Kościoła, moglibyśmy z samej Ewangelii Marka wywnioskować, że zachowało się w niej wspomnienie naocznego świadka, jednego z Dwunastu, najprawdopodobniej właśnie Piotra 9. VII Marek ma ulubione, nawet dla czytającego rąbkiem oka spostrzegalne słówko ..zaraz“, eo$ó<; . Od pierwszego rozdzia57  lu do ostatniego powiarza się ono nieustannie, uporczywie, monotonnie, potrzebnie i niepotrzebnie, prawie jak odruch — „tik“ — trudno orzec czyj: Marka, Piotra, czy obydwóch. To ostatnie jest zdaje się najprawdopodobniejsze: może uczeń przejął to od nauczyciela. W tym to zasapanym „zaraz“, jak w zadyszanym biegu do Niego, Jego jednego, do Pana, w tym gwałtownym pędzie Ramienia-Piotra, rzuconego z procy Pańskiej do celu — może zrozumieli się oni najlepiej i pokochali na zawsze. Słyszy Piotr: „pójdź za mną“ i zaraz zostawiwszy sieci idzie za Nim: widzi Go idącego po morzu i zaraz sam chce iść; czuje, że „dobrze“ jest być na górze Przemienienia i zaraz: „uczyńmy tu trzy przybyiki“; widzi, że dochodzi do bójki i zaraz — miecz z pochew i odcina ucho Malchusa; widzi, że sprawa grozi ukrzyżowaniem i zaraz: „nie znam tego człowieka“; słyszy, że grób jest pusty i zaraz biegnie doń, goni Jana. mija go: widzi Pana na drodze do Rzymu — „dokąd idziesz?“ — „Do Rzymu, by znów być ukrzyżowanym“ — i zaraz powraca, teraz już na zawsze, nigdzie więcej nie pójdzie. „Zaraz“ staje się wiecznością, rzucony kamień trafił w cel, legł i nie poruszy się. „Kościół swój wzniosę na tym kamieniu“. Drogi, bliski, najbardziej ludzki, najbardziej grzeszny i święty z Apostołów — Piotr! Wydaje się, że cały jest w tym gwałiownym „zaraz“ i bez tego nie byłoby ani Piotra, ani chrześcijaństwa. YITI W zespole uczni. Piotr jest zawsze u Marka na pierwszym miejscu, ale mniej pochlebnie od innych przedstawiony. Przeciwnie, „Błogosławionyś jest Simonie Bar Jona“ opuszczone jest zdaje się nie przez Marka, a przez samego Piotra. Ale zostało: „idź za mną szatanie!“ Kióżby mógł to przypomnieć prócz samego Piotra? T jeszcze straszniejsze, bo spokojniejsze: „Simonie, śpisz? nie mógłżeś czuć (czuwać) jednej godziny?“ (14, 37). To nie wyrzut, a tylko cicha skarga, 58 ale tak nieznośna, że Mateusz złagodził ją, a Łukasz zupełnie opuścił, lylko Marek jak słyszał, tak powtórzył — zrozumiał zapewne, że dla Piotra tak właśnie będzie lżej. Najlepiej go zrozumiał, bo więcej niż inni kochał. IX „Pana Marek nie widział i nie słyszał“ — można by wywnioskować ze świadectwa Papiasa. Czy istotnie tak było naprawdę? Marek, wedle tradycji kościelnej, historycznie zdaje się ścisłej, pisał Ewangelię około 64 roku, niedługo przed, albo zaraz po śmierci Piotra, a w każdym razie nie później niż w roku 70, bowiem w „apokalipsie“ Marka koniec świata wciąż jeszcze zbiega się ze zburzeniem świątyni. Również zgodnie z tradycją kościelną, pisał zapewne w Rzymie, wnosząc z licznych łacińskich słów, a również wzmiankowania Aleksandra i Rufa, synów Szymona Cyrenejczyka, mieszkających wówczas w Rzymie i dobrze znanych tamtejszej gminie (Rzym., 16, 13). Ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że Marek „wspomnienia41 Piotra słyszał już w piątym dziesięcioleciu w Jeruzalem, gdzie znajdował się, jak wiemy z Dziejów Apostolskich (12, 12) dom „ATariej, matki Jana, którego nazywano Markiem“ igrecko-żydowskie podwójne imię). W tvm domu, jak wiemy również z Dziejów Apostolskich (l, 13; 2, 1) zbierali się uczniowie po zmartwychwstaniu Pańskim. Tutaj, może w tej samej „izbie“, anagajon, górnej części mieszkania, gdzie według bardzo starego podania kościelnego odbywała się i Wieczerza Pańska i Pięćdziesiątnica — mógł Jan-Marek słuchać „wspomnień“ Piotra 10. Jeżeli w 44 roku Marek miał, jak wiemy, 30 lat, to w trzecim dziesięcioleciu, w czasach Jezusa, miał lat 14, a więc mógł być naocznym świadkiem tego, co wydarzyło się wtedy w Jeruzalem, w domu jego matki. Znajduje się w jego opowiadaniu o nocy w Cetsemani jedno, jakby zbyteczne, nie dla nauki, a tylko dla opisu poda59  ne „wspomnienie“: „niektóry młodzieniec szedł za nim (Jezusem) odziany prześcieradłem na gołe ciało (sindon — czterokątny kawałek płótna) — i pojmali go. A on porzuciwszy prześcieradło, nagi uciekł od nich“. (14, 51—52). Według starego podania ten nieznany młodzieniec, to nikt inny tylko sani Jan-Marek “. Szczegół ten, tylko dla niego drogi, niezapomniany, włączył do opowiadania jak artysta, piszący w rogu obrazu: ipse fecit, „sam malowałem“. W tym pośpiechu: „wcześniej uczynił niż pomyślał4* — z jakim czternastoletni chłopiec zerwał się w nocy, może wprost z pościeli — - nie spał, nasłuchiwał co się dzieje w domu i, okrywszy nagie ciało prześcieradłem, ukradkiem, w tajemnicy pobiegł za uczniami z Jeruzalem do Getsemani, aby widzieć i słyszeć wszystko do końca — w tym pośpiechu już jakbyśmy słyszeli przyszłe Marka-Piotra „zaraz“ — zadyszany bieg miłości od Niego, Jego jednego, do Pana. X Te właśnie wspomnienia naocznego świadka wybuchnęły w Marku z nową, cudowną żywością po 40 latach, w Rzymie, kiedy słuchał Piotra. Że tak było rzeczywiście, potwierdza bardzo stare, z II wieku świadectwo Kanonu Muratori: „td niektórych zdarzeniach zaś Marek sam uczestniczył i jak było, zapisał: Aliquid tarnen interfuit et ita posuit“ 12. Jeżeli ło co widział i słyszał Piotr, przekazał nam Marek z taką, nigdy nieprześcignioną jasnością, to może dlatego, że i sam coś niecoś widział i słyszał Marek w „drobiazgowem malarstwie“ (miniaturze) słowa nie ma zdaje się równego sobie. Czymże to więc jest? Czy cudem sztuki, jak u Homera i Dantego, jeśli nie większym, bo niespodzianym: Marek jest niewiele bieglejszy w pisaniu od Simona rybaka, „tłumacz“, który nawet po grecku pisze słabo: czy też, istotnie, jest to „podyktowane przez Ducha Świętego44, jakby zagrane na klawiszach organu? Nie, ani to, ani tamto, a poprostu naturalny cud miłości: niechybnie pamiętający, bo bezgranicznie kochający święty świadek Świę60 iości. Jeżeli tak, to możemy stwierdzić, że drugiego podobnego świadka nie ma żadna postać historii powszechnej. XI Nie szczęściło się Markowi, tak jak wszystkim ludziom nazbyt prawym. Wydaje się niekiedy, że pierwszego Ewangelistę Kościół niedostatecznie kocha, a poważa i to niechętnie tylko za starożytność. W przedkanonicznym, przed kościelnym układzie Ewangelii, według najstarszego kodeksu Cantabrigiensis D, Marek, a więc i stojący za nim Zwierzchni Apostoł Piotr odsunięci są na ostatnie miejsce: Mateusz, Jan, Łukasz i Marek. W układzie późniejszym, kanonicznym, Marek, jest wprawdzie przestawiony na drugie, jakby bardziej zaszczytne miejsce, ale to może nawet i gorzej: malutkiego Marka schowano pomiędzy wielkimi Mateuszem i Łukaszem, nazbyt śmiałego za ostrożnym Mateuszem, zbytnio prostego — w cieniu subtelnego Łukasza. Niechże „lekarz ukochany“ leczy rany — zadrapania Lwa Markowego. W takim to ciemnym kącie przestał on. jak skarcony uczeń, piętnaście wieków 14. Dopiero niezależna krytyka przywróciła pierwszemu świadkowi pierwsze miejsce, nie ulękła się mówiącego prawdę o Tym, który sam o sobie mówi: „Jam jest prawda**. XII Marka częściowo znamy, widzimy jego oblicze, ale zupełnie nie znamy i nie widzimy Mateusza. Pierwsza w układzie kościelnym Ewangelia pochodzi, wbrew tradycji kościelnej nie od Apostoła Mateusza, a od osoby nieznanej nawet z imienia. Może chrześcijanie pierwszych wieków bvliby tym mniej od nas zdziwieni. Jeżeli piszący pozostał nieznanym, to czyż po części nie dlatego, że sam tego chciał? Zgotował ucztę, sprosił gości, otworzył drzwi od domu, a sam 61  odszedł, lub schował się tak, że goście nie widzą gospodarza i nigdy się nie dowiedzą kto on zacz. la, jakby całkowita w piśmie nieobecność piszącego pomnaża w nim doskonałość przejrzystości, jakby nieobecności powietrza, przy czym najodleglejsze wydaje się bliskie, to co zdarzyło się dwa tysiące lat temu—dzisiejsze. XIII Papias, czy Prezbiter Jan oznajmia, jakeśmy już widzieli: „logia, słowa Pańskie w języku żydowskim iaramejskim) zebrane (zapisane) były przez Mateusza, a każdy tłumaczył je (przekładał) potem jak umiał“. Jeżeli Papias chce przez to powiedzieć — tak przynajmniej słowa jego mogą być i istotnie były rozumiane — że nasza Ewangelia według Mateusza jest nie oryginałem greckim, a przekładem z aramejskiego, to myli się, mieszając Q, przedsynoptyczne źródło Mateusza z nim samym. Wszystko co można powiedzieć na podstawie samej księgi, sprowadza się do tego, że jej nieznany twórca jest judeochrześcijaninem mieszkającym w Palestynie, piszącym dla judeo-chrześcijan w celu obronnym, apologetycznym, przeciwko napaściom żydowskim. Niewątpliwie pisze przed Janem, a prawdopodobnie i przed Łukaszem, ale po Marku, zapewne około 80 — 90 roku t. j. po zburzeniu Świątyni, gdyż w apokalipsie Mateusza (będziemy tak dla krótkości nazywać tego nieznajomego) koniec świata już nie zbiega się, jak u Marka, ze zburzeniem Świątyni15. Jerozolimska czy Betanejska gmina chrześcijan, wciąż jeszcze niezłomnie obserwujących żydowski Zakon (ofiary, oczyszczenia, obrzezanie) nieodstępnie stoi w oczach Mateusza ł*. On sam jest bogobojnym rabinem wierzącym w Boskiego Rabbi, nie tyle nowego greckiego Chrystusa, ile starego, żydowskiego, nawet aramejskiego Jeszua, Mesjasza, Króla Izraela. Powoli jednak i dla niego, jak słońce zza chmury, spoza żydowskiej gminy kościelnej qahal. wschodzi powszechny Kościół, Ekklesia 17. W przypowieściach Mateusza o króle62  stwie niebieskim, Kościół jest tego królestwa ziemską szkołą. Tu wcześniej niż u wszystkich pozostałych Ewangelistów, zjawia się samo pojęcie Kościoła. Najbardziej kościelny z nich wszystkich jest właśnie Mateusz. Kościół to zrozumiał odraz u i na zawsze ukochał go najbardziej, postawił wyżej od wszystkich Ewangelistów, wyżej nawet od PiotraMarka — na pierwszym miejscu. Anioł Mateusza, Wół roztropnie uspokaja porywczą, lwią gwałtowność Marka. Powoli i ostrożnie, jak ciężko-kroki wołek, ciągnie poprzez wieki i narody, poprzez wszystkie koleje ziemskie, błotniste, niekiedy nawet krwawe, wóz Pański, Kościół i dociągnie go do końca. XIV Marek widzi Jezusa, Mateusz słyszy. Tyle jest u niego mowy Pańskiej, z takim tonem „żywego, niemilknącego głosu“, jak u żadnego z Ewangelistów. Co Jezus czynił, — dowiadujemy się od Marka, co mówił — od Mateusza. Zbyt długie mowy, jak Kazanie na górze, lub Biada Faryzeuszom nie mogły oczywiście całkowicie zachować się w pamięci słuchaczy, Mateusz zestawia je na nowo, może w nowym układzie z oddzielnych, przed nim zapisanych słów, logia. Ale kiedy się je czyta—zdaje się, że słyszymy je wprost z ust Pańskich, właśnie tak i w takiej kolejności jak je mówił Jezus, gdyż prócz Niego nikt nie mógłby powiedzieć tego, najpiękniejszego i najmocniejszego, najbardziej nadludzkiego, co było kiedykolwiek powiedziane w ludzkim języku. XV W porównaniu z Markiem dom Mateusza wydaje się na pierwszy rzut oka — nowym, otwartym i jasnym, bez tajemnic. Ale przyjrzawszy się bliżej widzimy i w nim przedsynoptyczne źródło Q — w jasnym, domu ciemne okno na głę63  boką, siarą, może starszą niż u Marka, galilejską noc Jezusa Nieznanego. XVI Najlepiej ze wszystkich Ewangelistów znamy Łukasza. Ten nie chowa się, zwoławjszy gości na ucztę weselną, nie odchodzi z domu; jak uprzejmy gospodarz, spotyka ich u progu i samemu Oblubieńcowi przedstawia w ich gronie nowego gościa, omal nie w weselnej odzieży — „jaśnie oświeconego“ Teofila, swego protektora, sądząc z tytułu, clarissimus— wybitnego urzędnika rzymskiego, senatora lub prokonsula. „Lekarz namilszy“ (Kol.;, 4, 14) Łukasz, prawdopodobnie antiochijczyk, tak jak i sam Teofil, może jego lekarz domowy, wyzwoleniec (Lucas zdrobniałe imię od Lucanus — częste u niewolników), który otrzymał obywatelstwo rzymskie, zdaje się niedawny poganin — to najczystszy Grek bez kropli krwi żydowskiej, szeroko otwierający wrota chrześcijaństwa dla wszystkich pogan-Greków, tak jak i jego nauczyciel — Paweł. Pisze po grecku lepiej od wszystkich Ewangelistów, lepiej nawet od Józefa Flawiusza, lubi krasomówstwo — dedykacja dla Teofila jest doskonałym greckim okresem, wzorem sztuki słowa starożytnych, naśladuje Tucydydesa i Polibiusza, „ojca historii powszechnej“ r\ Łukasz jest pierwszym Ewangelistą powszechnym, „katolickim“. Tylko u niego siedemdziesięciu uczniów Pana odpowiada siedemdziesięciu plemionom Księgi By1u — całej ludzkości, tak jak dwunastu Apostołów odpowiada dwunastu pokoleniom Izraela; rodowód Chrystusa wywodzi nie od pierwszego Żyda Abrahama, a od pierwszego człowieka Adama. Na samym początku księgi sześcioraką synchronizacją — historyczną jednoczesnością (Tyberiusz, Piłat, Herod, Filip, Liwaniusz, Ananiasz i Kaifasz) — wprowadza Łukasz Ewangelię do historii powszechnej—z wiecznego „dziś“, do „wczoraj“ i „jutro“, w bieg czasów, zgadzając się tym samym na odroczenie Końca. Wobec „zaraz“ Marka-Piotra, tu mamy  jrappp' już „nie zaraz“ — „nie wnet koniec“ (21, 9): „człowiek nasadził winnicę* i najął ją oraczom; a sam odjachał precz net długi czas“ (20, 9). Poczucie nieruchomej wieczności zamienione jest przez poczucie ruchu w czasie, nazbyt straszne „jest“ — przez uspokajające „było“ i „będzie“, nazbyt trudne zwycięstwo nad czasem — przez łatwiejsze zwycięstwo nad przestrzenią. Malutkie jezioro Galilejskie rozrasta się w wielkie morze Śródziemne. Jakby całe chrześcijaństwo wraz z Łukaszem-Pawłem wsiadało na okręt płynący do Rzymu-świata. Wszędzie będzie opowiadana Ewangelia, a dopiero wtedy nastąpi koniec — wieczność. XVII Przejście od Marka do Łukasza jeżeli nie całkowicie, to w znacznym stopniu jest jak zejście z górskich szczytów w dolinę, powietrze odrazu ociepla się, gęstnieje, napełnia mgiełką historycznych dali. Zapach ziemi słabnie. Łukasz jest już od niej daleki: miesza Palestynę z Judeą, sądzi że można jirzeiść z Kafarnaum do Jeruzalem „pomiędzy Samarią i Galileą“ — wystarczy spojrzeć na mapę aby zrozumieć, że nie jest to bardziej możliwe niż przejść z Paryża do Madrytu pomiędzy Niemcami i Francją. Zamiast dachów południowych. płaskich i glinianych lub kamiennych mamy tu północne z dachówek lub cegły, zapewne pochylone dla ścieku wody deszczowej, zamiast otwartych mar dla zmarłych — trumny, zamiast drobnych, miedzianych rzymskich monet— srebrne. Nazbyt żydowski u Marka i Mateusza spór o oczyszczenie opuszczony jest przez Łukasza jako zbyteczny i nieciekawy dla Greków20. Unika żydowskich słów i imion własnych (nie ma Getsemani, a nawet Golgoty), może częściowo z przyczyn klasycznego gustu do uogólnień zamiast do szczegółowości, do białej barwy marmuru zamiast do pstrych kolorów **. Łukasz jest wogóle z wszystkich Ewangelistów najbardziej klasyczny, helleński. Nazbyt szybkie ruchy Marka zwalnia 65  semam nie Rzymscy żołnierz niby w uroczysty rytm starożytnych obrzędów. Jerychoński ślepiec nie zrzuca już zwierzchniej odzieży jednym ruchem i nie zrywa się, aby podejść do Jezusa. Sam Jezus w Get,pada (twarzą! na ziemię“, a tylko „zgina kolae już nie plują Mu w twarz (cóżby biczują Go. Opuszczona jest ucieczna powiedział Teofil?), nie ka uczniów (cóżby powiedział Kościół?). T zda się rękę by sobie Łukasz odciął, a nie napisałby jak Marek o Synu Bożym: „wyszedł z siebie — oszalał“. To co twarde, zmiękcza, co szorstkie, wygładza, namaszcza wszystko jakby dawną grecką i nową kościelną oliwą. W czasach Homera len lałdom odzieży nadać większą miękkość i gładkość. W Łukaszu coś przypomina przed tkaniem nasycano oliwą, aby ten właśnie „oleisto-lśniący len* XVIII Sam już nie widzi i nie słyszy — pamięta tylko co inni widzieli i słyszeli, lub tylko domyśla się jak było, jak być mogło. Gdzieś, pomiędzy Markiem i Łukaszem tracimy z oczu Jezusa Człowieka, rozłączamy się z Nim na zawsze, lub na bardzo długo, do drugiego Przyjścia; przestajemy znać Go „wedle ciała“. Z dzieł trzech Synop dziej „księgą“, najbarc nie opowiadaną „wieczn tyków, trzecia Ewangelia jest najbarziej napisaną, nie opowiedzianą — ie żywym, niemilknącym głosem“. Powiadają, że niekiec bitego widoczny obraz większa od siły miłości nie utrwala się niekiedy jącego? XIX y utrwala się w martwej źrenicy zazabójcy. Czyż siła nienawiści jest ? Czy widoczny obraz umiłowanego nawet w martwej źrenicy kocha66 Zdaje się, że obraz Jezusa Człowieka, — „jaki On jest w sobie“ — wciąż jeszcze płonie w źrenicy Marka-Piotra, żywy, nawet w zupełnie martwej, ale zgasł już w źrenicy Łukasza. XX J ak jest przeważnie, ale nie zawsze. T w jasnym domu Łukasza znajduje się ciemne okno — przedsynoptyczne pierwotne źródło, wspólne z Mateuszem, a nadto swe własne (Sonderauelle). Ale jeżeli znajduje on je w cudzej pamięci — w podaniu, to oczywiście tylko dlatego, że wpierw odnalazł w swym własnym sercu. Coś niecoś wie Łukasz o Jezusie, czego nie wie żaden z Ewangelistów, żaden człowiek. Nie słysząc słyszy, nie widząc widzi. O nim to powiedziano: „Błogosławieni którzy nie widzieli“. On lylko wTie, dlaczego Pan nie mówi: „błogosławieni ubodzy duchem“, a poprostu: „błogosławieni ubodzy“ i za co „złożył mocarze (królów) z stolice, a podwyższył nizkie. Łaknące napełnił dobrami: a bogacze z niczem puścił“ (1, 52 — 53). Wie to, czego wtedy nie wiedziano, a i teraz zdaje się nikt nie wie — dlaczego droższa jest pasterzowi jedna zabłąkana owca od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu, i dlaczego z jednego skruszonego grzesznika więcej jest radości w niebiosach, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, i dlaczego tylko nierządnica przygotowuje do pogrzebu ciało Pańskie i przed innymi ujrzy Go, zmartwychwstałego, i dlaczego, jako pierwszy z ludzi, rozbójnik będzie z Nim w raju. , XXI Szczególna jest miłość Łukasza do „upadłych i odtrąconych“ — dziwi się któryś z krvłvków, jakby sam Jezus nie przejawiał takiej samej szczególnej miłości 2!. Lepiej zrozu<57 i  miał Dante: „scriba mansuetudinis Christi, pisarz miłosierdzia Chrystusowego“ — Łukasz 2S. Świat zbuduje się na miłosierdziu Mundus per grutiam aedificabitur**. Ten cudownie autentyczny agraplion, jakby wprost od Łukasza — z ust Pańskich. XXII „U Łukasza Chrystus na krzyżu mówi wiele, u Marka milczy, czyż to nie prawdziwsze?“ — pyta ten sam krytyk25. Może prawdziwsze» ale ¿dvbv Łukasz nie podsłuchał, choć nie uchem, a tylko sercem tego: „dziś ze mną będziesz w raju“ — o ileż biedniejszy i straszniejszy byłby nasz, biedny i straszny świat! I 	to podsłuchał: „bądź pozdrowiona, łaski pełna“ i on jeden wie tylko co znaczy „Matka Boża“. Trzej Ewangeliści1 znają Ojca « Syna — tylko Łukasz zna i Matkę. XXIII Jakże nie rzec: gdvb^ nie było Łukasza, nie byłoby chrześcijaństwa? To samo zresztą można by powiedzieć o każdym z czterech Ewangelistów: czytając każdego z nich, myślimy: „oto ten właśnie jest mi bliższy od wszystkich“. Ale może istotnie, dla nas, bardzo grzesznych, nierządnic jeszcze nie płaczących, rozbójników jeszcze nie ukrzyżowanych — najbliższy jest Łukasz. 68 4 JAN I W Efezie, w czasach Trajana żył starzec, tak sędziwy, że nie tylko jego rówieśnicy, ale ich dzieci i wnuki dawno pomarły, a prawnuki nie pamiętały już kim on jest i nazywały go poprostu „Janem“, albo „Starcem“. Presbyteros, sądząc, że jest to ten sam Jan, syn Zebedeusza, jeden z Dwunastu „którego Jezus miłował“, który spoczywał na Jego piersi, i o którym po swym Zmartwychwstaniu On rzekł do Piotra tak zagadkowo: „tak chcę abv został aż przydę, co tobie do tego?" (Jan 21, 22). Wszystko to wiedziano nie z czwartej Ewangelii — jeszcze jej -wtedy nie było, lecz z ustnego podania, któremu wierzono me mniej, a czasem nawet więcej, niż pisanym Ewangeliom. Sądzono, że tak właśnie będzie, że starzec Jan nie umrze aż do drugiego Przyjścia. Tego ostatniego, który „słyszał“, „widział“, „dotykał“ Słowo, strzegli jak źrenicy oka, nie wiedzieli czym i jak uczcić, oblekali w drogocenne szaty kapłańskie i zawieszali mu na czole złotą blachę-gwiazdę, Petalon, z Niewypowiadalnym imieniem, tajemniczy znak Melchizedecha, króla-kapłana, nie rodzonego i nie zmarłego \ A mimo to dobrze nic wiedziano kim on jest — czy tvm samym uczniem „którego Jezus miłował“, czy nie, a wprost zapytać nie śmiano. Kiedy zaś pytano drogą omówień, to odpowiadał tak, że zdawało się, iż w nazbyt sędziwej swej siarości sam już tego dobrze nie wie, nie pamięta. 69  II Kiedy osłabł I nie mógł chodzić, uczniowie nosili go na rękach na zebrania wiernych, a gdv prosili aby pouczał, lub wspominał coś o Panu, 1:0 tylko powtarzał % wciąż to samo, z tym samym uśmiechem, tym samym głosem: — »,Dzieci, miłujcie się wzajemnie, miłujcie się wzajemnie!“. To wreszcie tak się wszystkim sprzykrzyło, że raz mu powiedzieli: — „Dlaczego, nauczycielu, powtarzasz nam wciąż to sa?(( _ Starzec zamyślił się i po chwili odrzekł: — „Tak przykazał Pan, i samo to, jeżeli tylko spełnić — wystarczy...“ I znów: — Dzieci, miłujcie się wzajemnie! 2. A kiedy, mimo wszystko, umarł, płakano w Efezie i zaraz nad jego trumną zaczęto opowiadać, że nie umarł, a tylko śpi. Wielu słyszało jak oddycha w trumnie, a potem, kiedy go już pogrzebano, przykładając ucho do ziemi — słyszeli, że w niej oddycha równo i słodko, jak dziecię w kołysce. Niezłomnie wierzyli, że słowo Pańskie spełni się: starzec Jan nic umrze, aż do drugiego Przyjścia. jego śmierci zjawiła się w Efezie nikt z tamtejszych braci nie wątpił, że jest ona rzeczywiście napisana przez Jana Apostoła, a, „którego Jezus miłował“. Ale u o tern wątpiło, zaczęły się spory, m gorzej, a ucichło dopiero wtedy, ieku Kościół Powszechny uznał za autentyczną i wprowadził ją Kiedy zaś wkrótce po »Ewangelia według Jana przez tego samego ucznu w innych kościołach wie zgorszenie — im dalej ty] gdy już w końcu TY w „Ewangelię według Jana’ do Kanonu. Spór przygasł na wiele wieków, ale w XVI — XVII wieku, o brzasku wolnej krytyki, wybuchnął z nową siłą i płonie, wciąż rozpalając się, aż do naszych czasów. Zdaje się, że nie zagaśnie już nigdy. Spór o Jana, tak jak i on sam — 70 ilekroć by go grzebano — leży w trumnie żywy: czeka na przyjście Pańskie. III „Spór ten jest nierozstrzygalny, bowiem zależy nie od swego przedmiotu, a od punktu widzenia spierających się ' słusznie i głęboko zauważył Renan3. Albo jeszcze słuszniej i głębiej: spór ten zależy od woli spierających się. Kim jest ten ostatni, i jakgdyby sprzeczny z wszystkimi pozostałymi, świadek człowieka Jezusa, naoczny świadek Słowa wcielonego? Czy tym, który spoczywał na piersi Jezusa i słuchał jak bije Jego serce? Jedni bardzo tego chcą, mni nie chcą; jednym bardzo potrzeba, aby to było prawdą, mnvm — aby nie było. llekolwiek by się pojawiło dowodów historycznych na korzyść tych, czy tamtych — spór nie będzie rozstrzygnięty: ludzie tak samo nie mogą go porzucić, jak Syzyf nie może zaprzestać wtaczania głazu na górę. Spór o Jana, to „największa zagadka chrześcijaństwa“, a może także zagadka samego Chrystusa \ IV „Najbardziej subtelna z Ewangelii, das zarteste Evangelium... Oddałbym za nią wszystkie pozostałe i część Nowego Testamentu w dodatku“, mawiał Luter, mocno, ale nie przekonywująco; każdy chrześcijanin mógłby powiedzieć jeszcze mocniej: „a ja bym nie oddał“ 3 „Starcy opowiadali mi, oznajmia Klemens Aleksandryjski („Starcy“, „Kapłani“ — tu w tym samym znaczeniu, co u Papiasa: żywe ogniwa łańcucha tradycji, echa „żywego, niemilknącego głosu“; ci, którzy jeden drugiego zapytują i odpowiadają jeden drugiemu z wieku w wiek, z rodu w ród: „Widzieliście?“ — „Widzieliśmy“ — „Słyszeliście?“ — „Słyszeliśmy“) — Starcy opowiadali mi, że Jan, ostatni z Ewangelistów, widząc objawioną w innych Ewangeliach 71  cielesność, pobudzony przy tym przez braci i natchniony Duchem Św., napisał Ewangelię duchową“ 6. Jakkolwiekbyśmy ustosunkowali się do historycznej wartości tego świadectwa, musimy przyznać, że zagadnienie „trzech i jednej“, Synoptyków i IV Ewangelii nie tylko nie jest tu rozstrzygnięte, ale nawet odpowiednio postawione. Przecież dla samego Klemensa, a może dla stojących za nim „Prezbiterów“, „cielesny“ Chrystus Synoptyków nie jest bezduszny, a „duchowy“ Jana — nie bezcielesny. Jakiż jest stosunek Jednego do Drugiego? Czy to są dwa Chrystusy, czy jeden? Straszne pytanie i jakby niedorzeczne. Zbyt łatwo na nie odpowiedzieć: „cielesność nie jest sprzeczna z duchowością, duch i ciało jedno stanowią w jednym Chrystusie“. Ale dlaczego Klemens, a jeżeli mu wierzyć, również i sam Jan, przeciwstawiał swego „duchowego“ Chrystusa „cielesnemu“ Synoptyków? I czyż mógł ten, który spoczywał na piersi Pańskiej i słyszał jak bije Jego serce, tak o Nim świadczyć, aby powstawało podobne pytanie? To właśnie znaczy: zagadka Jana, może zagadka samego Chrystusa. „Kłamie, kłamie! Niegodny jest być w Kościele!“ — wrzeszczą jak opętani w końcu II wieku heretycy-alodzy, „przeciwstawni“7, przeciwnicy Janowego Słowa - Logosu. Prawie tak samo krzyczą „alodzy“ XX wieku, wszyscy, którzy chcieliby uznać Synoptyków, odrzucając Jana, przejść mimo niego do Chrystusa. Ale „jeżeli chrześcijaństwo wciąż jeszcze tak mocno trzyma się IV Ewangelii, to czy nie dlatego, że objawione w niej oblicze Chrystusa zbyt zrosło się nie tylko z chrześcijańskim dogmatem, ale i z najprostszym, najgłębszym dc świadczeniem chrześcijańskim — pyta jeden z bardzo lewych i niezależnych krytyków XX wieku8 Ileż razy chciano unicestwić Jana, ale przecież i samego Chrystusa tvle razy chciano unicestwiać. Zdaje się jednak, że ani ten, ani Tamten — nigdy nie będą unicestwieni 9. V Najmocniejszym dowodem przeciwko Janowi apostołowi, jako twTórcy IV Ewangelii, jest nazbyt wczesna jego śmierć 72  męczeńska, przepowiedziana przez samego Pana u dwóch synoptyków, Mateusza i Marka: „kielichci który ja piję pić będziecie, i chrztem którym się ja chrzczę, chrzczeni będziecie“. mówi Jezus do dwóch synów Zebedeusza, Jana i Jakuba (Mat. 20, 20—24; Mar., 10, 39—41). Nie może być żadnej wątpliwości, że „kielich“ ten i „chrzest“ — to śmierć męczeńska obu. Jeżeli zaś pierwsza połowa słów Pańskich, o jednym z nich. ściśle się spełniła, jak to wiemy z Dziejów Apostolskich (12, 2), to zupełnie jest nieprawdopodobne, aby druga połowa tychże słów, o drugim bracie, pozostała niespełniona. A w każdym razie tych, bardzo wyraźnych słów nie przekreślają inne, bardziej niejasne o „zostaniu“ tegoż Jana do drugiego przyjścia (Jan 21, 22), gdyż tu sam „Jan ewangelista“, czy też mówiąca przezeń osoba wyjaśnia, że to, „zostawanie“ wcale nie oznacza fizycznego trwania na ziemi, nieśmiertelności. „Lecz nie rzekł Jezus: Nie umrze“ (21, 23). Trzeba było wybierać pomiędzy dwoma słowami: jasnym i ciemnym, i Kościół, aby nie odrzucić podania o tożsamości dwóch Janów — Prezbitera i Apostoła, stłumiwszy wątpliwości, odrzucił jasne słowa i wybrał ciemne. Ale oczywiste jest, że spór, wrastający korzeniami w samą Ewangelię, nie został przez to i zapewne nigdy nie będzie stłumiony 10. VI Przeciwko tożsamości Jana Ewangelisty z Janem, synem Zebedeusza, jednym z Dwunastu, znajdujemy w samej Ewangelii dowód wewnętrzny może najsilniejszy. Pierwszą po Jezusie osobą na przestrzeni całej IV Ewangelii, ani razu nie nazwaną po imieniu, ukrytą pod bardzo przejrzystą maską i tvm bardziej uwidocznioną jest „uczeń, którego Jezus miłował“, ap. Jan, syn Zebedeusza. Czyż mógł on sam o sobie mówić z takim uporem, wytrwałością, w porę • nie w porę* „jam jest uczeń, którego Jezus miłował“? Trzeba być pozbawionym wszelkiego odczucia duszy ludzkiej, aby nie słyszeć w tym nieznośnie ostrego, fałszywego dźwięku. AVystarczv przecież porównać nieukojoną pokorę Pio73  ira — nie wie jak się uniżyć, zetrzeć, zapaść pod ziemię, aby tylko uciszyć ból wyrzutu, — wystarczy tylko porównać z tym zarozumiałym: „jam uczeń, którego Jezus miłował“,, aby odczuć jak bardzo jest to niemożliwe. Każdy z nas, postawiwszy się na miejscu Jana, powie: „ja bym nie mógł“. Dlaczegóż zatem sądzimy, że on mógł? Zdaje się, że ten jeden wewnętrzny dowód wystarcza, aby rozstrzygnąć ostatecznie: IV Ewangelię napisał ktokolwiek, ale nie Jan Apostoł. VIT Ale jeżeli nie on. to kio? Najlepszy klucz do tej zagadki daje nam wciąż ten sam, niech bv nawet „nierozsądny“, ale dla nas najstarszy, jedyny i najbliższy świadek Jana Prezbitera, a może i samego Jana Apostoła, Papias Mówiąc o swych rozmowach z tymi, którzy byli świadkami i słuchali Słowa, Papias odróżnia dwóch Janów, dwóch uczniów Pańskich. O jednym z nich powiada, między innymi Apostołami w czasie przeszłym: „mówił“, ewrev , jak o umarłym, o drugim — „Prezbiterze Janie“ między „uczniami Pańskimi“ (nie Apostołami) w czasie teraźniejszym, jak o żywym: „mówią“. Xéyoooiv. Jest to zupełnie wyraźne, że to dwie różne osoby: żywy Prezbiter Jan i zmarły Jan Apostoł. Tak też to rozumiał historyk kościoła Euzebiusz i, zdaje się, inaczej rozumieć nie można11. Polikrates, biskup Efezu (r. 190) rozróżnia już tych Janów nie tak wyraźnie, twierdząc w liście do papieża Wiktora, że „dwa wielkie światła spoczywają w Azji: jedno z nich — iap.) Filip, a drugie — Jan, który spoczywał na piersi Pana 12. Również Dionizy Aleksandryjski, jeszcze w III wieku pamięta że „w Efezie znajdują się dwie trumny dwóch Janów“, mvśląc naturalnie o Prezbiterze i Apostole13. Bez żadnego imienia, poprostu „Starszym“, „Prezbiterem“ nazywa sam siebie ten. co pisze Ił i III „List Jana“, według podania kościelnego „Apostoła“, sądząc i myląc się w tym 74 już dla swych czasów, że sama ta nazwa wystarczy, żehy bracia wszystkich kościołów zrozumieli o kim mowa 14. VIII Dwaj Janowie, dwaj bracia-bliźniaki o bardzo podobnych obliczach w półciemnej izbie — gminie efeskiej z końca l wieku. Jeżeli już w połowie Tl wieku nie rozróżniano ich i brano jednego za drugiego, to tym bardziej w wieku XX. Wiemy, że jeden z nich, to ciało, a drugi — cień, ale który z nich jest prawdziwy, nie wiemy i ilekolwiekbyśmy toczyli kamień Syzyfowy — zapewne nigdy się nie dowiemy. Znów tylko wewnętrzne świadectwo samej Ewangelii rzuca nagły promień światła w pólciemną izbę. Kiedy czytamy: ,;uczeń, którego Jezus miłował“, to całkiem naturalnie powstaje podejrzenie „muzycznego słuchu“, że ten, który pisał nie jest tym, którym się zdaje, że tylko powołuje się na „ulubionego ucznia Pańskiego“, jako na „świadka“. „A który widział, wydał świadectwo: i prawdziwe jest świadectwo jego. A on wie iż prawdę powiada: abyście i wy wierzyli“ (Jan, 19, 35). „Jan Ewangelista“ staje w cieniu opieki tej trzeciej osoby, „ucznia, którego Jezus miłował“, powołuje się na niewzruszone świadectwo tego, „który widział“, oczywiście dlatego, że sam nie widział. Gdyby piszący był sam tą trzecią osobą, to przypuszczenie, że wysuwa się na pierwsze miejsce, ukrywając się pod zupełnie przejrzystą maską— to „ja“, to „nie ja“ — byłoby jeszcze bardziej niemożliwe, nieznośne dla „muzycznego słuchu“, niż gdyby to czynił otwarcie 15. Choć i tu majaczą widmowo, zastępują jedno drugie, dwa podobne, źle oświetlone oblicza, przecież wyraźne jest dla nas, że to nie jedno oblicze, a dwa. IX I oto sama przez się powstaje najprostsza, ale dlatego najtrudniejsza hipoteza dwóch Janów Ewangelistów: Prezbitera i Apostoła. 75  Może „uczeń, którego Jezus miłował’4, miał zwyczaj najbliższym swym uczniom opowiadać żywot Jezusa niezupełnie tak, jak to czynili „betanejscy ludzie tradycji44, ci którzy zapisali przedsynoptyczne logia, może wiedział coś niecoś, czego oni nie wiedzieli, lub wiedzieli gorzej, o znacznej części dzieła Jezusa, które spełniało się nie w Galilei, lecz w Judei, może znał Jego najbliższych, których tamci nie znali, lub znali gorzej. Słusznie, może słuszniej od Synoptyków domyśla się Jan, czego chciał Jezus■ Co On czynił, dowiadujemy się od Marka, co mówił — od Mateusza, co czuł — od Łukasza, a czego chciał — od Jana i, oczywiście, najbardziej pierwotną, autentyczną jest wola. Oto dlaczego Jan sprowadza nas, choć to brzmi dziwnie, do najbardziej historycznie-prawdziwego Jezusa. Do Tego, który jest u Marka-Piotra, do pierwszego świadka sprowadza nas ostatni; Jan, jak żaden z Ewangelistów, łączy „uwielbianego“ Chrystusa, niebieskiego z Jezusem ziemskim, łączy na podstawie doświadczenia, wyniesionego zapewne z bezpośredniej i jedynej z tym ziemskim Jezusem bliskości. X Paweł, jeżeli nie sam przez się, to w swej kościelnej, przyszłej działalności odłącza Jezusa ziemskiego od Chrystusa niebieskiego — Jan ich łączy. Paweł, tak właśnie przynajmniej rozumiany jest w swej kościelnej działalności, nie zna, nie chce znać „Chrystusa wedle ciała“ — Jan przeciwnie. W tym sensie Paweł bliższy jest doketom, „złudzeńcom“ dawniejszym i obecnym niż Jan, całą mocą łączący się z ciałem Chrystusa („siedzący na łonie Jezusowym“). „Słowo ciałem się stało“ — tu dla Jana, inaczej niż dla nas, główny akcent pada nie na „słowo“, a na „ciało“. „Ciałem słowo się stało “. W tym przestawieniu słów zawiera się przestawienie, przesunięcie się całej chrześcijańskiej „polaryzacji“: gdzie plus tam minus i odwrotnie. To zresztą powiedzieć i nawet zrozumieć jest stosunkowo łatw^o, ale bardzo trudno uczynić. 76 Jest to przesuniecie się, apokatastasis całych układów kos*...

Dodatkowe informacje

Diachroniczna częstość użycia słowa (wystąpień na milion wyrazów):
Lokalizacja ekscerptu na stronie:
Adres bibliograficzny:
Mereżkowski, Dymitr 1937. Jezus nieznany, przeł. J. Horzelski, Warszawa : Powszechna Spółka Wydawnicza „Płomień”
Etykiety gramatyczne poświadczenia:
rzeczownikliczba pojedyncza

Zastrzeżenia

W naszych materiałach trafiają się błędy, są nieuniknione w tak wielkim zbiorze danych. Procentowo nie jest ich jednak więcej niż w klasycznym 11-tomowym Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego. Ciągle je wyszukujemy i nanosimy natychmiast poprawki, co w epoce przedelektronicznej było zupełnie niemożliwe.